Z humorem i na poważnie
Nie jest łatwo pisać z przymrużeniem oka o sprawach poważnych. Umiejętność tę bezbłędnie opanowała amerykańska dziennikarka Fran Lebowitz, która w książce „Nie w humorze”, radzi, aby latając samolotem, znaleźć miejsce obok daltonisty. Podróż szybko minie, gdyż będziemy mieli okazję opisywać rozmieszczenie kolorowych wstążek lub innych floresów. Dodaje z przekąsem, że telefon do taksówkarza w Teksasie jest niezmiernie karkołomnym przedsięwzięciem, podobnym do próby dodzwonienia się do rabina w Iraku. Autorka z wyraźną nutą ironii mówi o sztuce zdobywania intratnych zawodów, wspinaniu się po szczeblach kariery lub o urokach domowego życia rodzinnego. Mianowicie tylko wyjątkowo ambitni ludzie chcieliby zostać dziedzicami fortuny, dyktatorami, cesarzami lub nuworyszami. Nie wiem, czy wystarczy dobry nastrój, aby bez zgrzytania zębami pogrążyć się w radach dotyczących uprawiania sportu, sposobów troszczenia się o zwierzęta lub o rozpoznawaniu pór roku. Autorka uczciwie przyznaje, że nie uprawia wyczynowego sportu, gdyż ma swoje własne dyscypliny. Należy do nich chociażby zamawianie śniadania lub wyjmowanie listów ze skrzynki. Pokazuje, jak zorganizować zawody w usługach pralniczych oraz udziale w przyjęciach. Amerykanka sypie bez przerwy przykładami z własnego życia, opowiada o domu rodzinnym, wychowaniu, sukcesach i porażkach w nauce czy też studiowaniu. Przykładowo, stwierdza, że pochłaniała wiedzę niczym gąbka. Powiada, że osoby, które ją znają, mogą się zdziwić, iż lubi tańczyć. Ma też poważny problem, gdyż trudno jest zorganizować w domu dyskotekę. Jak przyznaje, musi zatem spędzać czas pośród rozhukanych obcych ludzi. Dowcipny i ostry język nie powinien prowadzić do wniosku, że w książce dominują wyłącznie zabawne lub pozbawione sensu opowieści. Przeciwnie, warto zatrzymać się dłużej przy wielu tematach. Wymieńmy chociażby zagadnienia dotyczące przemieszczania się lub zmiany miejsc zamieszkania. Konkretnie, gdy zastanawia się nad godzinami odlotów samolotów, zauważa, że zawsze podawane są w zaskakująco dokładnych godzinach, nie wiadomo, dlaczego precyzyjnych co do najmniejszej minuty. Zupełnie przykładowo, jeden wyznaczony jest na 7.54, a drugi na 9.21. Podróżny ma zatem prawo mieć wyobrażenie, że równie precyzyjny będzie przylot. Tymczasem nic bardziej mylnego. Naturalnie, autorka sugeruje, aby osoby odpowiedzialne za rozkłady odlotów, mówiły do mikrofonów, że dany samolot wystartuje z grubsza o 8.00 lub o 9.30. Jakby zabawna, ale jakże poważna jest w refleksji o reklamach karmy dla zwierząt. Psom, które w nich występują i natarczywie domagają się mięsa, należałoby stanowczo przypomnieć, że w niektórych krajach Dalekiego Wschodu same uchodzą za smaczną przekąskę. Powtórzmy, że byłoby potwornym błędem, gdybyśmy chcieli z tego wszystkiego wyciągnąć wniosek, że stosunkowo opasły zbiór felietonów jest pozbawiony głębi. Śmiertelnie poważnie Lebowitz pisze o miejscach. Zauważa, że człowiek nie ma dzisiaj swojego stałego domu na Ziemi. Wszystkim brakuje miejsca, gdzie czują się w miarę bezpiecznie. Coraz więcej ludzi uważa się przecież za obywateli świata. Bez dwóch zdań, tak właśnie jest. Przy każdej okazji nasi znajomi opowiadają nam o najlepszych restauracjach na świecie, swobodnie żonglują obcymi słowami i nigdy nie dysponują gotówką, lecz plastikowymi kartami. Jak okiem sięgnąć, w większości krajów moda staje się uniwersalna. Mieszkanie w loftach jest standardem. Podkreślmy, że w tym owczym pędzie nie możemy zapomnieć o rodzinnym domu.
dr hab. Grzegorz Ignatowski
Zostaw komentarz