Tam, gdzie jest piekło
Nie wiem, jak wielu ludzi przypomina sobie, czym był stalinowski totalitaryzm. Kto jeszcze pamięta, jak uczniowie po śmierci dyktatora musieli stać na baczność w szkołach. Strach pomyśleć, co by było, gdyby ktoś się wówczas uśmiechnął. O współczesnym, ale jakże podobnym totalitaryzmie, przypomina Masaji Ishikawa w książce „Za mroczną rzeką”.
Autor zabiera nas do dalekiej Korei Północnej. Był naocznym świadkiem, jak się żyje, a raczej wegetuje w miejscu, które miało być dla niego rajem mlekiem i miodem płynącym. Tymczasem podajmy kilka znaczących faktów. Jego ojciec został porwany i przesiedlony siłą z Korei do Japonii. W tym kontekście należy pamiętać, że Korea była zaanektowana przez Japonię po wojnie w 1905 roku. Matka autora była Japonką. Zwyczajnie wyszła za mąż za Koreańczyka siłą przesiedlonego do cesarskiej Japonii.
Po klęsce Japonii w czasie drugiej wojny światowej rodzina klepała biedę. Dla Koreańczyków nie było pracy. Nie było też łatwo Japonkom, które zdecydowały się wyjść za mąż za obcokrajowców. Chcąc nie chcąc, w 1960 roku skutecznie namówiono ojca autora książki, aby zabrał całą rodzinę do Korei Północnej, gdzie według obietnic mógłby rozpocząć nowe, dostatnie życie. Zresztą, nie tylko on jeden dał się uwieść mrzonkom. Uczestniczył bowiem w jednej z największych masowych migracji w historii świata. Któż jednak dzisiaj o tym pamięta?
Musimy jednak odnotować, że wyjechał z państwa, gdzie po wojnie budowano gospodarkę opartą na liberalnych zasadach, do kraju, w którym panowała komunistyczna dyktatura. Faktycznie, zaraz po zejściu na ląd pełnej nadziei rodzinie przyszło żyć jak w piekle. Autor w gehennie przeżył trzydzieści sześć lat. W tym czasie był zwykłym rolnikiem, potem jeździł na traktorze, uczestniczył w prymitywnej produkcji węgla drzewnego i niczym niewolnik pracował w fabryce. W Korei pochował ojca i matkę, ożenił się i miał dzieci. Pracując do utraty tchu, ledwo wiązał koniec z końcem. Mimo tego nie mógł zapewnić rodzinie godnego wyżywienia. Podkreślmy, że książkę możemy czytać pod kątem nieustannej walki o urągające człowiekowi pożywienie.
Autor z czasów swojego dzieciństwa zapamiętał, że matka nie mogła pracować. Codziennie chodziła w pobliskie góry i zbierała grzyby oraz chwasty. Część tych wyjątkowych zbiorów zjadali, a resztę sprzedawali na czarnym rynku. Był też okres w jego życiu, kiedy mógł hodować kapustę pekińską w niewielkim przydomowym ogródku. Gotowali ją w wodzie i zagęszczali zdobytą podstępnie skrobią kukurydzianą. Ba, bywało, że żywili się mniszkiem lekarskim, paprociami i innymi, dziko żyjącymi roślinami. Tak sproszkowaną miksturę gotowali na prymitywnym piecu z pastą z utartych żołędzi. Oczywiście, że w książce poznajemy też fragmenty z historii Korei Północnej. Po śmierci koreańskiego przywódcy Kim Ir Sena, 8 lipca 1994 roku w fabryce, w której pracował autor, zapadła grobowa cisza. Skąd my to znamy? Ludzie stanęli oniemiali. Na krótko. Wkrótce wybuchła wrzawa. Mężczyźni zaczęli zawodzić, inni walili bezmyślnie pięściami w blaty stołów i w ściany. Ciekawe, że płakał też autor, pogardzany ze względu na swoje japońskie korzenie i otumaniony przez państwową propagandę.
Z książki dowiadujemy się, do czego jest zdolny skorumpowany system totalitarny. Intrygujący jest desperacki opis ucieczki do Chin i dotarcie do Japonii. Książka nie jest tylko przerażającym świadectwem zabójczego systemu. Jest bowiem ona ostrzeżeniem przed tymi wszystkimi, którzy mamią ludzi iluzorycznymi wizjami gospodarczego raju na ziemi.
Zostaw komentarz