Dżuma tkwi w każdym człowieku
Dobrze znamy powiedzenie Cycerona, że historia jest nauczycielką życia. Znany rzymski filozof, prawnik i doskonały orator, przekonywał, że życie jest najlepszym nauczycielem. Mając na względzie wspomnianą sentencję, warto spojrzeć na różne epidemie nękające ludzkość z perspektywy historii. Nadarza się ku temu szczególna okazja, gdyż ukazała się właśnie książka MaciejaRosalaka zatytułowana „Wielkie zarazy ludzkości”. Chociaż tytuł wskazuje na światową perspektywę, to nie brak w książce naszych rodzimych, bolesnych relacji opartych na solidnych historycznych źródłach. Chociażby w przypadku dżumy. Nawiedziła Europę w XIV wieku i zmiotła połowę mieszkańców Starego Kontynentu z powierzchni ziemi.Historycy piszą, że nawet do czterdziestu milionów. Nie ominęła także naszego kraju. O strasznej epidemii nękającej Europę w XIV wieku pisał zarówno Janko z Czarnkowa, jak i Jan Długosz. Ten pierwszy, kronikarz i podkomorzy koronny, zauważył, że czarna śmierć, jak określano przez wieki dżumę, dopadała mężczyzn i kobiety. Trwała rok i pochłonęła tysiące ofiar. Opisane wydarzenia miały miejsce około 1370 roku.Obszerniej o dżumie z przełomu XIV wiekupisał znany kronikarz Jan Długosz. Zaznaczył, że w Krakowie zmarło na nią dwadzieścia tysięcy ludzi. Bywało, że wsie i miasteczka zamieniały się w pustynie. Zaraza była tak potężna, że w wielu miejscowościach brakowało ludzi do grzebania zmarłych. Zarażeni dostawali gwałtownej gorączki. Na ciałach pojawiały się wrzody i dymienice. Długosz, dyplomata i wychowawca synów Kazimierza Jagiellończyka, pisał nie tylko o samych ofiarach. Zaznaczył bowiem, że zaraza pustoszyła również ludzkie serca. Ludzie tracili nadzieje. Nie brak w książce Rosalaka uwag o grypie hiszpance, która dziesiątkowała Europę w latach dwudziestych ubiegłego wieku. W Europie Zachodniej pojawiła się w 1918 roku, a wygasła w połowie 1919 roku. W roku następnym występowała jeszcze w Polsce. Pośród jej ofiar byli między innymi jeńcy sowieccy wzięci do niewoli podczas wojny polsko-bolszewickiej w 1920 roku. Zachowane świadectwa z 1918 roku mówią, że w okolicach Lwowa grypa grasowała po tamtejszych wioskach. Nie było domu, w którym nie byłoby ludzi chorych. Stolarze byli stale zajęci wyrabianiem trumien. Ludzie byli tak wycieńczeni, że nie byli zdolni do kopania ziemniaków, ani do uprawiania roli. Równie dramatycznie było w Galicji. W parafiach sądeckich nie było dnia, aby nie grzebano kilku osób dziennie. Mieszkańcy tamtejszych gmin gorączkowali, krew tryskała z ust i nosów. Były domy, w których nie miał kto karmić zwierząt. Wertując prasę, autor książki dociera do wypowiedzi o ofiarach grypy hiszpanki w Poznaniu i Warszawie. Ciekawe są świadectwa o ospie i jej ofiarach we Wrocławiu w 1963 roku.Warto też na chwilę powrócić do globalnego wymiaru książki. W książce Rosalaka znajdziemy opisy hiszpańskich podbojów Ameryki Środkowej i Południowej. Okazuje się, że doskonałym sprzymierzeńcem hiszpańskich konkwistadorów była właśnie ospa. Swoje krwawe żniwo zbierała też wśród Indian Ameryki Północnej. Niezależnie od ofiar licznych epidemii i historycznych zapisków warto na koniec sięgnąć po myśl uniwersalną, którą odnajdujemy w dziele Alberta Camusa. W swojej epickiej powieści przedstawił on straszne żniwo, jakie przynosi ze sobą dżuma. Laureat literackiej Nagrody Nobla z 1957 rokuostrzegał, że dżuma symbolizująca zło tkwi w każdym człowieku. A zatem w sposób szczególny ludzka podłość może dać o sobie znać w czasie każdej pandemii.
Grzegorz Ignatowski
Zostaw komentarz