Między piekłem a Zgierzem, czyli kościół w podzięce
Szczepan Rembowski, łodzianin z urodzenia, zgierzanin z powołania – ksiądz, żołnierz, człowiek, który potrafił zjednać sobie ludzi i Boga. Losy tego zgierskiego proboszcza mogą posłużyć za scenariusz filmu. Dla tego duchownego było ważne oddanie sprawie i ludziom, którym służył. W podzięce za ich ratunek postawił w Zgierzu świątynię, w której pocieszał innych i wspierał radą.
Młody Szczepan został wyświęcony na diakona przez biskupa łódzkiego Wincentego Tymienieckiego 28 sierpnia 1932 r. Niemal dokładnie siedem lat później, w 1939 r. został zmobilizowany i jako kapelan brał udział w obronie Polski w pierwszych dniach wojny. Po klęsce wrześniowej przedostał się, jak wielu żołnierzy, na Węgry. Dalej przedzierał się do Francji, gdzie w stopniu kapelana otrzymał przydział do tworzącej się Armii Polskiej.
Wzór niezwykłej odwagi i poświęcenia
Formowane w Wielkiej Brytanii jednostki lądowe polskich sił zbrojnych na Zachodzie (I Korpus Polski) uczestniczyły po miesiącach szkoleń i przygotowań (od sierpnia 1944 r.) w walkach we Francji, a następnie w Belgii, Holandii i w Niemczech. Dowodzona przez generała Stanisława Maczka 1 Dywizja Pancerna odznaczyła się niezwykłymi czynami ofiarności w bitwach pod Falaise i Chambois w Normandii w sierpniu 1944 r., a od września do listopada pod Gandawą, Antwerpią, Bredą i Moerdijk.
To w „Czarnej Dywizji” pod Falaise i Chambois walczyło kilku zgierzan. Księdza Szczepana Rembowskiego wysłano ze sztabem generała Maczka jako szerzej znanego kapłana, naówczas jednego z dywizyjnych duszpasterzy.
Przypomnijmy, że walki 1 Dywizji w Normandii były najkrwawszymi w historii tej jednostki. Odziały pancerne Polaków miały za zadanie zamknąć tzw. kocioł pod Faleise. Polacy ściągnęli na siebie ciężki ogień niemieckich dywizji pancernych SS. Pozycje Maczkowców były ostrzeliwane prawie bez przerwy. Wtedy to opiekujący się rannymi ks. Szczepan otarł się o śmierć. Kiedy w dniach 18-19 sierpnia 1944 r. nawała ogniowa spadła na rejon jego szpitala polowego, na własnych plecach wynosił podopiecznych spod ostrzału. Mimo zaciętego ognia wrogiej artylerii wracał po kolejnych rannych, by odtransportować ich w bezpieczne miejsce. Właśnie za to poświęcenie i odwagę dostał Krzyż Zasługi z Mieczami i Order Virtuti Militari V kl. W ogniu walki postanowił też, że jeśli uda mu się przeżyć to piekło na ziemi, w podzięce dla Boga wybuduje kościół.
W kwietniu i maju 1945 r. polskie jednostki pancerne uczestniczyły w walkach na terenach północno-zachodnich Niemiec. 6 maja zajęły bazę Kriegsmarine w Wilhelmshaven i przyjęły kapitulację tamtejszego garnizonu. Ks. ppłk Szczepan Rembowski był z wojskiem, ale już myślał o powrocie do ojczyzny. Po demobilizacji zdecydował się na powrót do kraju. Wybrał przybycie drogą morską do Szczecina, co nastąpiło 25 października 1946 r. Dwa dni później dotarł do rodzinnej Łodzi.
Niełatwe czasy w Polsce
Po roku pracy w Leźnicy kuria skierowała kapłana do Zgierza w celu zorganizowania nowej parafii, którą erygowano 17 kwietnia 1948 r. Ksiądz Szczepan Rembowski, będąc proboszczem, był równocześnie nauczycielem religii w Liceum Handlowym i Liceum Pedagogicznym w latach 1948-1949. Na jego lekcjach religii miały miejsce niezwykle obrazowe inscenizacje zapadające w pamięć uczniów. W 1949 r. Pius XII nadał zgierzaninowi tytuł Prałata Jego Świętobliwości.
W 1951 r. ksiądz Rembowski został aresztowany przez bezpiekę za działalność w czasie wojny, jak i po przyjeździe do Zgierza. W PRL-owskim więzieniu nie spędził jednak dużo czasu. Został objęty amnestią w czasie tzw. odwilży, po czym wrócił do swojej parafii w Zgierzu. Pierwszoplanową sprawą stała się wówczas dla niego budowa nowego kościoła, którą rozpoczął z rzeszą parafian 7 listopada 1957 r. Było to na owe czasy ogromne przedsięwzięcie, jednak dzięki umiejętnościom i wielkiemu wysiłkowi organizacyjnemuksiędza 30 września 1961 r. zostało uwieńczone sukcesem. Ks. Rembowski po wypełnieniu swojego ślubowania z pola bitwy przekazał parafię z gotowym kościołem, który po dziś dzień wszyscy doskonale znamy, swemu następcy ks. kan. S. Bottowi, a sam przeniósł się do Łodzi.
Maciej Rubacha
Zostaw komentarz