Idylliczna kraina dzieciństwa
Choć ma dopiero 21 lat, już zadebiutowała na rynku wydawniczym. Zuzanna Brodowska – zgierzanka, absolwentka „Traugutta” – bohaterką swojej pierwszej powieści uczyniła wrażliwą nastolatkę. Pytamy o okoliczności powstania „The Introverts”, ale też o rolę kobiet we współczesnym społeczeństwie.
Bohaterką, a także narratorką pani debiutanckiej książki jest młoda kobieta. Od razu nasuwa się pytanie, czy powieściowa Hope ma wiele wspólnego z Zuzanną Brodowską?
W osiemdziesięciu procentach mamy cechy wspólne (śmiech). Zacznijmy od tego, że również uważam się za introwertyczkę. Pisząc książkę, często odnosiłam się do sytuacji z własnego życia i wyposażyłam bohaterkę w wiele moich cech. Mój tata już po przeczytaniu początku powiedział: „Boże, to jesteś cała ty”. Znam też dobrze miejsce, w którym żyje powieściowa Hope.
Skąd pomysł, aby akcję umieścić w Anglii? Dlaczego bohaterka nie mieszka w Polsce?
Bywałam w Hull, w mieście we wschodniej Anglii, w czasach gdy mój tata tam mieszkał. To taka moja idylliczna kraina dzieciństwa – kojarzy mi się ze szczęściem, dlatego chciałam, aby moja bohaterka tam żyła. Chciałam wyrazić swoją tęsknotę za tym miejscem i jednocześnie uwiecznić je na kartach książki. Choć od ostatniego mojego pobytu minęły 2-3 lata, moja ciocia wciąż tam mieszka, wysłałam jej egzemplarz „The Introverts”. Idealnie byłoby, aby książka trafiła do jakiejś księgarni w Hull. Podobnej do tej, w jakiej pracuje moja bohaterka.
O pani powieści można powiedzieć, że jest przesycona duchem kobiecości. Wiele uwagi poświęca pani uczuciom, wrażliwości na świat, a w posłowiu dziękuje pani swojej babci i mamie…
Mam wrażenie, że rola kobiet w społeczeństwie jest coraz bardziej doceniana. Ich rola nie musi ograniczać się do funkcji matki, żony czy gospodyni. Kobiety potrafią być silne, jednocześnie nie rezygnując ze swojej wrażliwości. Napisanie tej książki było dla mnie formą oczyszczenia, udowodnienia, że bycie introwertykiem nie jest czymś złym. I mam sygnały, że osoby, które przeczytały tę książkę, odnajdywały cechy wspólne z bohaterką, co pomagało im w zaakceptowaniu siebie. To nie jest tak, że my introwertycy nie lubimy ludzi, bo nie odpisujemy na wiadomości czy nie mamy ochoty na spotkania. Po prostu potrzebujemy czasami chwili dla siebie, choćby w łóżku pod kocem i z książką w dłoni.
W wywiadzie dla lokalnego radia przyznała pani, że do 12. roku życia niewiele czytała. Jak to się stało, że zainteresowała się pani książkami?
Podczas wakacji mocno się nudziłam i wtedy mama podetknęła mi pod nos „Harry’ego Pottera”, za co do dziś jestem jej wdzięczna. Książka wciągnęła mnie tak, że zaczęłam sięgać po kolejne pozycje.
Podobno młode pokolenie świata nie widzi poza ekranami komórek i laptopów. Jest pani wyjątkiem wśród rówieśników?
Wbrew pozorom znam wiele osób z mojego pokolenia, które czytają jeszcze więcej ode mnie. Wystarczy zresztą śledzić strony poświęcone książkom, czy to FB, czy na You Tube. Można przekonać się, jak wiele młodych osób interesuje się literaturą. Czytelnictwo na pewno nie umiera.
Nie wszyscy miłośnicy literatury zostają autorami książek. Pani szybko zadebiutowała.
Gdy jeszcze chodziłam do liceum, często z koleżanką spisywałyśmy różne historie, ona tworzyła jeden rozdział, ja drugi, wymieniałyśmy się tekstami i dopingowałyśmy nawzajem. Tę książkę, już samodzielnie pisaną, też jej wysyłałam. To, że nie mogła doczekać się kolejnego rozdziału, bardzo mnie mobilizowało. W końcu napisałam całą książkę. Zajęło mi to około trzech miesięcy, akurat byłam w klasie maturalnej, lekcji nie było zbyt dużo. Po skończeniu pomyślałam, że spróbuję i wyślę do wydawnictwa. Po kilku dniach dostałam od Novae Res odpowiedź, że chcą ją opublikować. Szybko to wszystko się potoczyło.
Wydawnictwo chciało ingerować w powieść debiutantki?
Nasza współpraca była w zasadzie bezkonfliktowa. Nie zmieniali sensu zdań, niewiele mieli sugestii dotyczących fabuły, jeśli już – albo się na nie zgadzałam, albo nie. Pojawiały się uwagi dotyczące zmian stylistycznych, interpunkcyjnych. A więc raczej były to poprawki techniczne, nie ingerowano w stworzony przeze mnie świat literacki.
W książce pojawiają się współczesne elementy jak choćby graficzne odwzorowanie sms-ów.
To akurat pomysł wydawnictwa, w pierwowzorze sms-y były napisane po prostu kursywą. Gdy w egzemplarzu próbnym to zobaczyłam, byłam pozytywnie zaskoczona, od razu to zaakceptowałam. Taka forma jest atrakcyjniejsza dla młodych osób, a głównie do nich książka jest skierowana.
„The Introverts” już na półkach księgarni, a co z kolejnymi książkami? Będzie to znów opowieść o Hope?
Wiem, że modne są teraz sagi, ale często kontynuacje są słabsze od pierwszych części. Zaczęłam już pisać kolejną książkę, ale nie mam już tyle czasu, ile miałam w liceum. Pomysłów mam pełno, trzeba je tylko przelać na papier…
Rozmawiał Jakub Niedziela
Zostaw komentarz