Fabryka i platynowy skarb
Niedawno wyremontowany kompleks budynków fabrycznych bezpośrednio przylegający do Szkoły Podstawowi nr 4 to nie lada gradka dla tropicieli sensacji. Prowadziła go spółka dwóch braci żydowskiego pochodzenia, którzy starali się wejść w świat królów wełny, jednak los rzucał im kłody pod nogi, a czasem kusił do wręcz sensacyjnych posunięć.
Fabryka istniała od 1900 r., wcześniej pod nazwą „B. Bredsznajder i M. L. Brodacz”. Przed I wojną światową należała do jednej z większych w Zgierzu, zatrudniała ponad 200 robotników. Produkowała przez cały okres działalności wyroby wełniane. Mieściła się w budynkach naprzeciw synagogi, czyli przy dzisiejszej ul. Łódzkiej, tuż przy Szkole Podstawowej nr 4, na obrzeżach tak zwanej dzielnicy żydowskiej. Była jedną z większych zgierskich fabryk, realizując wszystkie etapy produkcji. W przedsiębiorstwie działały: przędzalnia, tkalnia, farbiarnia i apretura (uszlachetnianie, wykańczanie materiału – przyp. red.). Świadczono tam usługi w zakresie wykańczania tkanin wełnianych dla tkalni w Zgierzu lub kupowano surowy materiał, który wykańczano i sprzedawano na własny rachunek. Warto przypomnieć, że rodziny żydowskie bardzo późno weszły na rynek tkacki, ponieważ do lat 60. XIX w. zakazywało im tego prawo, które w tej branży dawało pierwszeństwo emigrantom z Niemiec i Polakom.
Raz na wozie, raz pod wozem
Po I wojnie światowej bracia Brodaczowie zaczęli odbudowywać swoje małe imperium i wznawiać produkcję. Szło im naówczas różnie, jednak najgorsze było dopiero przed nimi. W 1926 r. doszło do długotrwałego strajku z powodu zbyt niskich wynagrodzeń pracowniczych. Jakby tego było mało, na początku następnego roku wybuchł w zakładzie pożar. Nigdy nie udało się ustalić, czy był to przypadek, fatalny zbieg okoliczności, czy celowe działanie na szkodę firmy. Spłonęła apretura, suszarnia i znaczna część tkalni. Częściowo została spalona również kotłownia, która napędzała pozostałe oddziały. Światowy kryzys gospodarczy przełomu lat 20. i 30. dotknął również fabrykę. Spowodował długotrwałe przestoje, jednak w styczniu 1935 r. przyjęto do pracy ponad stu pracowników. Interesy znów nabierały tempa. Przed samym wybuchem wojny zatrudnionych było 165 osób. Jak wszystkie fabryki należące do Żydów, tak i ta została zajęta przez władze nazistowskie, a po wojnie w 1947 r. znacjonalizowana. Przez wiele lat w zabudowaniach tych mieściły się warsztaty Usługowej Spółdzielni Pracy im. 17 Stycznia. To tu rozwijały się różnego rodzaju formy pracy, które podciągano pod działania spółdzielcze. W ten sposób i w tym miejscu wielu zgierzan w okresie socjalistycznym naszej historii mogło prowadzić własne „biznesy” pod szyldem tego przedsiębiorstwa.
Po upadku PRL przez kilkanaście lat budynek pełnił funkcję niewielkiego centrum handlowego. Dziś odnowiony czeka na nowych najemców.
Platynowa kopuła i ucieczka za Atlantyk
Co ciekawe, z rodziną Brodaczów wiąże się jeszcze inna historia. Przy ul. Iglastej 18 w Zgierzu znajdowała się okazała willa, a właściwie pałacyk familii. Powstał on w okresie największej prosperity. Był to pochodzący z lat 20. XX wieku bogato zdobiony, drewniano-murowany budynek z charakterystyczną cebulastą kopułą. Z całą pewnością stanowiła ona piękną ozdobę ówczesnej willowej osady Adelmówek, którą okalał las Okrąglik. W okolicy swoje domy mieli bogaci przedsiębiorcy ze Zgierza i Łodzi. Pomiędzy domostwami powstało kilkanaście pensjonatów, gdzie można było korzystać z przyjaznego klimatu, jakie dawały rzeka i las w pobliżu. Jak głosi legenda, kopułka wieżyczki miała pokrycie z platyny. Ten cenny kruszec miał być ozdobą i chlubą rodziny, a jednocześnie depozytem olbrzymiej fortuny. Jedna z wersji miejskiej legendy mówi, że bracia poróżnili się podczas podziału zysków z posiadanej fabryki. To spowodowało dalsze, wręcz sensacyjne wypadki, bowiem jeden z nich pod nieobecność wspólnika miał rozebrać platynowe pokrycie i uciec z miasta. Spieniężony cenny materiał miał z kolei pozwolić mu na ucieczkę za Atlantyk i dostanie życie w Ameryce. Sama willa w latach PRL-u zamieszkana była przez lokatorów komunalnych. Na skutek postępujących dewastacji budynek popadł w ruinę i w 2013 r. został rozebrany.
Maciej Rubacha
Zostaw komentarz