Andrzej Tyniec. Kapitan Vendetty
Ta historia przypomina scenariusz filmowy. Zgierzanin Andrzej Tyniec po raz pierwszy w swojej karierze wywalczył miejsce w reprezentacji Polski w darcie. Choć podczas Mistrzostw Europy EDF w Słowenii nabawił się kontuzji, do kraju wrócił z kolejnym tytułem.
Zwrotów akcji jest w tej historii jeszcze więcej. Aby zostać członkiem kadry narodowej w darta (gra powszechnie nazywana jest też lotkami), należało w pierwszej kolejności wygrać jeden z regionalnych turniejów. W Łodzi zaplanowano ich cztery, jednak terminy wszystkich pokrywały się z wyjazdem urlopowym Andrzeja. Przypadek sprawił, że z wakacyjnej wyprawy musiał wrócić dzień wcześniej i „prosto z marszu” pojawił się na ostatnim turnieju preeliminacyjnym… aby go wygrać! Dało mu to przepustkę do zawodów kwalifikacyjnych organizowanych w Bydgoszczy. Z blisko czterdziestu zawodników tylko dwóch najlepszych mogło dołączyć do kadry szykującej się do wyjazdu na Mistrzostwa Europy EDF. Andrzej Tyniec wygrał kolejno z Maciejem Dybką, Łukaszem Machą, Łukaszem Kulejem oraz Dawidem Robakiem – i już po pierwszym dniu eliminacji zapewnił sobie wyjazd do Słowenii. – Kwalifikację wywalczyłem późnym wieczorem w sobotę, ale dopiero w okolicach poniedziałku dotarło do mnie, że wkrótce założę koszulkę z orłem na piersiach. I to nie dlatego, że idę na pochód, ale jako reprezentant kraju na międzynarodowym turnieju. To duże przeżycie – wspomina zgierzanin.
Huśtawka emocji
Polska drużyna rozpoczęła turniej w składzie: Dawid Herberg, Lukas Kulej, Dawid Robak i Andrzej Tyniec. Bez zmienników, co, jak się wkrótce okazało, wpłynęło na przebieg zmagań. Zgierzanin rozpoczął dobrze, w konkurencji „krykiet” zajął 25. miejsce na ponad 150 zawodników. Jednak kolejne rzuty do tarczy okazały się coraz trudniejsze. – Pojawił się niesamowity ból w barku, chciałem go roztrenować, ale sytuacja tylko się pogarszała – opowiada. – Okazało się, że to zapalenie mięśnia, poważna kontuzja. Możliwe, że to wynik stresu, ale i intensywności gry na turnieju, potyczki kończyły się tam czasem o drugiej w nocy.
W tym samym miejscu, w słoweńskim ośrodku Terme Olimia, rozgrywano jednocześnie drużynowy turniej Euro Cup Team. Polskę reprezentował na nim bydgoski klub Point Dart Team. Wspólnie podjęto decyzję, aby do w miejsce kontuzjowanego Andrzeja do reprezentacji przeszedł Artur Kosiński z PDT, zgierzanin uzupełnił zaś skład bydgoszczan – musieli oni mieć w swoim składzie ośmiu zawodników. Grał z różnym skutkiem: wygrywał, przegrywał, remisował, doraźnie uśmierzany ból nie pozwalał mu prezentować wszystkich umiejętności. Jednak wspólnym wysiłkiem Point Dart Team dotarli do finału klasy C, gdzie zmierzyli się z Niemcami. – Rzucałem swoją ostatnią serię bez świadomości, że od niej zależy ostateczny wynik. Nie wiedziałem, jak koledzy punktowali na trzech pozostałych maszynach – wspomina. – Tym bardziej że obok grali Chorwaci, którzy byli bardzo głośni. Odczekałem chwilę, aż umilkły hałasy, i trafiłem zgodnie z planem „podwójną siódemkę”. Nagle wszyscy z zespołu rzucili się na mnie, okazało się, że dzięki tym rzutom zdobyliśmy mistrzostwo klasy C.
Przygotowania do sezonu
To kolejny tytuł zgierzanina, wcześniej jego klub wielokrotnie wygrywał Łódzką Ligę Darta. Przygodę z tą dyscypliną sportu zaczynał w okolicach 2009 roku. W Zgierzu istniał już wtedy pierwszoligowy zespół ZKP – Zgierska Kuźnia Piwna. Andrzej wraz z kolegą – śp. Arturem Mikulskim – powołali do życia drużynę „Agrafka”. W pewnym momencie jego postępy zauważył kapitan ZKP Robert Stolarski i zaproponował przejście do swojej drużyny. Na przestrzeni lat – już pod nazwą Vendetta Zgierz – ekipa wielokrotnie wygrywała Łódzką Ligę Darta, a sam Andrzej znalazł się w pierwszej dziesiątce podczas Mistrzostw Polski w Toruniu. W ostatnim z rozegranych sezonów (2019/20) Vendetta, której Andrzej jest kapitanem, zajęła trzecie miejsce w regionalnych zmaganiach.
Tegoroczne rozgrywki mają rozpocząć się na przełomie września i października. Istnieje możliwość dołączenia do Vendetty – osoby z doświadczeniem zapraszane są do klubu „Agrafka” (ulica Mielczarskiego 1) w środy i czwartki po godzinie 18.00. – Najważniejsza jest chęć i systematyczne ćwiczenia. Ja sam, gdy zaczynałem kilkanaście lat temu, nie potrafiłem ułożyć stopy, nie wiedziałem, jak trzeba ułożyć przedramię, aby nie rzucać „całym ciałem”. Dziś lotki i tarcza to mój codzienny rytuał, staram się znaleźć choć pół godziny na trening – podsumowuje Andrzej. A my życzymy mu jak najszybszego powrotu do zdrowia.
Jakub Niedziela
Zostaw komentarz