Co za gość! Do sportu trzeba mieć charakter
W dzisiejszych czasach nadużywa się określenia „legenda sportu”, jednak do Józefa Młynarczyka pasuje ono jak ulał.
Najlepszy bramkarz stulecia, według rankingu PZPN, mistrz Polski z Widzewem Łódź, zdobywca Pucharu Europy z portugalskim FC Porto, wreszcie medalista Mistrzostw Świata w Hiszpanii (1982). Słynny piłkarz rozmawiał ze zgierzanami w ramach cyklu „Co za gość”.
Bardzo aktywna była publiczność podczas zgierskiego spotkania. Także po jego zakończeniu wiele osób do Pana podchodziło. Często się to zdarza?
W ostatnim czasie miałem kilka spotkań i rzuca się w oczy, że ludzie, którzy na nie przychodzą, bardzo interesują się sportem. Świetnie znają daty meczów, strzelców bramek, okoliczności, w jakich gole były zdobywane. To są kibice z krwi i kości, dla nich sport wciąż jest ważną częścią życia, takie osoby na bieżąco śledzą portale informacyjne. Wiele osób przychodzi zobaczyć również człowieka, którego znają z telewizji, a który coś w życiu osiągnął. Chcą wysłuchać, co ma do powiedzenia, jak sobie w życiu radzi. Mogą też porównać podczas rozmowy, jak wyglądał sport kiedyś i jak wygląda teraz. I rzeczywiście, często podchodzą do mnie ludzie pamiętający niebywałe szczegóły meczów, dla nich były to ważne wydarzenia w życiu. Niejednokrotnie rozmawiam z kimś na temat piłki: osiągnięć Widzewa, FC Porto czy reprezentacji Polski. To zagorzali kibice, fani sportu, cieszę się, że wciąż tacy istnieją.
Z okazji swojego jubileuszu Polski Związek Piłki Nożnej ogłosił Jedenastkę Stulecia. Kibice i fachowcy zdecydowali, że bramkarzem takiego idealnego składu został Józef Młynarczyk. Jakie to uczucie?
Każde wyróżnienie cieszy, tym bardziej że kariery wielu wyróżnionych w plebiscycie piłkarzy skończyły się już dosyć dawno. Młodzież kibicująca reprezentacji czy poszczególnym klubom może tych zawodników już w ogóle nie pamiętać. Jest to niewątpliwie nobilitacja, wielka radość w moim przypadku. Traktuję to jako podsumowanie całego życia sportowego.
Został pan patronem szkoły w Przyborowie, na zachodzie Polski, w pana rodzinnych stronach. Czytałem, że zastanawiał się pan, czy przyjąć to wyróżnienie. Dlaczego?
Gdy dostałem propozycję od dyrekcji szkoły, także od pani wójt, zacząłem się zastanawiać, czy odpowiedni do tego typu roli jest człowiek wciąż chodzący po ziemi. Takie patronaty kojarzyły mi się z ludźmi zasłużonymi, ale… właśnie… nieżyjącymi. Dlatego ta propozycja w pierwszej chwili dosyć mocno mnie zaskoczyła, poprosiłem o chwilę namysłu. Usiedliśmy w gronie rodzinnym przy kawie i usłyszałem wtedy: „tata, skoro pochodzisz z tego rejonu, skoro tak bardzo im zależy, zgódź się”. Od czasu do czasu jeżdżę do szkoły w Przyborowie na spotkania związane z promocją sportu. Przywożę im koszulki, rękawice bramkarskie, bo mają tam klasę o profilu sportowym. Czasami posędziuję im turnieje. Przebieram się wtedy w dres i pokazuję, że wciąż jestem aktywny. Okazało się, że ten patronat to fajna sprawa.
Pytanie do specjalisty. Kto jest najwybitniejszym bramkarzem we współczesnym futbolu?
Jednoznacznie nie mogę na to pytanie odpowiedzieć, trudno to określić. Na pewno świetny poziom reprezentują w tym momencie Ederson z Manchesteru City czy Alisson Becker z Liverpoolu, zresztą obaj Brazylijczycy. Także wyróżnia się Thibaut Courtois z Realu Madryt, zapracował na wysoką notę choćby tegorocznym finałem Ligi Mistrzów. Gdybym się zastanowił, jeszcze ze dwóch, trzech o podobnych umiejętnościach mógłbym wybrać. Za najwszechstronniejszego uznałbym Manuela Neuera z Bayernu Monachium, nie zapominałbym też o Włochu Gianluigi Buffonie, który co prawda skończył niedawno karierę, ale przez wiele lat był świetnym zawodnikiem.
Sport wciąż odgrywa rolę wychowawczą?
Rodzice, którzy inwestują w swoje dzieci, starają się, aby nie stały w bramach czy nie siedziały w pokojach przez cały dzień – to jest dobry znak. Dziś łatwo jest gdzieś zagubić, posłuchać niemądrych kolegów, dać się „rozprowadzić”. Szkoda jest tych dzieciaków z rodzin najbiedniejszych, z dzielnic, w których chuligani rządzą. Za naszych czasów z takich nieciekawych rejonów było wielu wybitnych sportowców. I to nie tylko piłkarzy, także bokserów, judoków czy zapaśników. Ponieważ do sportu trzeba mieć charakter. Serce mi się kraje, gdy słyszę, że w szkołach podstawowych nie ma nauczycieli wychowania fizycznego. Bo przecież ja tak zaczynałem, ktoś zaraził mnie pasją do sportu, nauczył dyscypliny. Kiedyś wuefiści podchodzili do swojej pracy z sercem, tworzyli drużyny, organizowali turniej szkoła na szkołę, byli zaangażowani w wychowanie dzieci. A dziś? Jak mamy dochować się zdrowego społeczeństwa, skoro nie zaczynamy od najmłodszych? Od umiejętności przewrotu w przód, złapania piłki czy rzutu tą piłką. Niestety widać, że dzieci biegające po Orlikach często są kalekami, nie potrafią nic zrobić. Dziś jest za dużo luksusu, za dużo wygód, rodzice starają się stworzyć dzieciom jak najlepsze warunki, a nie zawsze wychodzi to na dobre. Wystarczy, że dziecko wsiąknie w Internet i już przestaje interesować go sport, relacje z rówieśnikami. Szpera takie dziecko całymi godzinami w telefonie, nie wiadomo za czym. Potem orientuje się, że jest już za późno na karierę sportową, że czas, gdy mógł się rozwijać, już minął. Chodzenie na treningi jest wyzwaniem dla młodego człowieka: bo muszę się spocić, muszę być konsekwentny, muszę zawalczyć o wynik. Młodzi widzą, że nie jest to łatwa droga, przejmują się tym, że kolega jest dziś w zawodach lepszy, nie myślą, że za dwa tygodnie mogą poprawić swój wynik. Tym większy szacunek, że niektórym rodzicom chce się wozić dzieci na treningi, dopingować młodych do aktywności.
Rozmawiał Jakub Niedziela
Zostaw komentarz