Hale pełne bawełny
W 1892 roku do Zgierza przeprowadza się Julian Krusche, potomek zamożnych, pabianickich przemysłowców. Prawie od razu wstępuje w spółkę ze Stanisławem Lorentzem. 15 marca 1892 roku zostają właścicielami budynków fabrycznych, w których wkrótce rozwinie się jeden z najbardziej dochodowych fabryk bawełnianych w Zgierzu.
Fabrykanci stali się właścicielami nieruchomości oznaczonych numerami hipotecznymi 137, 138, 139 i 140, położonych w Zgierzu przy ulicy Zegrzańskiej (obecnie gen. J. H. Dąbrowskiego 19).
Idealne miejsce na biznes
Na działce stały już hale fabryczne z farbiarnią oraz przędzalnią wigoniową. Krusche i Lorentz odkupili kompleks od Adolfa Kuntze za – bagatela – 23 500 rubli! Budynki mieściły się w fabrycznej części miasta przy jednej z najbardziej prestiżowych ulic Zgierza końca XIX wieku. Jednak dla przedsiębiorców dużo ważniejszy był fakt, że ich fabryka stoi wzdłuż brzegu rzeki Bzury. Podmokłe tereny i lepszy dostęp do miękkiej wody rzecznej sprzyjały lokalizacji zakładów przemysłowych. Nie byli jednak pierwsi w tym miejscu. Co ciekawe, posesją tą na przestrzeni blisko stu lat zarządzało kilkunastu najemców.
Kolebka przemysłu
Pierwszym właścicielem działek był Carl Gottlieb Saenger, czyli jeden z sygnatariuszy Umowy Zgierskiej. Następnie w 1823 roku działki położone przy ulicy Zegrzańskiej nadane zostały przez Komisję Województwa Mazowieckiego znanemu ozorkowskiemu farbiarzowi Wilhelmowi Christianowi Wernerowi. Nowy inwestor w tym samym roku podpisał ważną umowę z Komisją Rządową Wojny na farbowanie mundurów dla armii Królestwa Polskiego. Nie było to łatwe, bo musiał sprostać liczbie czekających go zamówień, dlatego przejął niedokończoną i opuszczoną inwestycję Saengera, którą tak naprawdę stanowił jedynie budynek farbiarni oraz stajnie. Wernera zobowiązano jednak do tego, by nie wywoził sukna ze Zgierza do farbiarni w Ozorkowie i nie przeprowadzał się do tej miejscowości na stałe. W zamian przyznano mu zgierski monopol na farbowanie przędzy i tkanin. Dlatego farbiarnią w Zgierzu zarządzał oddelegowany do tego majster. Miał gwarancję, że w ciągu dziesięciu lat ani w Zgierzu, ani w sąsiednich osadach nie powstanie konkurencyjna farbiarnia. Kartą przetargową była wysoka jakość używanych przez Wernera barwników (czerwień turecka i indygo). To w szybkim czasie przyniosło sławę jego przedsiębiorstwu.
Z ręki do ręki
Po śmierci Wertnera w 1850 roku farbiarnię zlicytowano za sumę 3 571 rubli. Firmę kupiła, uwaga, żona Wernera – Matylda, która okazała się kobietą niezwykle zaradną i przedsiębiorczą. Jednak nie chciała farbować ani przędzy, ani tkanin. Matylda znacznie podwyższyła cenę działek i zaczęła je sprzedawać. Kolejnymi właścicielami byli Gustaw Adolf Werner, Piotr Józef Steinbeck pełnomocnik Karola Scheiblera. Po jego śmierci w nieruchomość przeszła na własność jego dzieci. Z kolei potomkowie Steinbecka w roku 1881 sprzedali majątek wspomnianemu już Adolfowi Kuntze. I tak wracamy do panów Kruszego i Lorentza. Wiadomo, że zabudowania, które zastali nowi inwestorzy, kupując działkę przy ulicy Zegrzyńskiej, zawdzięczali ciężkiej pracy pierwszych właścicieli Saengera i Wernera.
Początek nowego imperium
Nowi właściciele nie próżnowali. Wiedzieli, że dalszy rozwój przemysłu tekstylnego nie nastąpi bez zmechanizowania procesu przędzalniczego. Wiedzę tę przełożyli na działanie we własnej firmie. Szybko zaczęli inwestować w rozwój zyski i oszczędności. Dzięki temu wybudowali nowy budynek tkalni i wykańczalni. U progu XX wieku zelektryfikowali swój zakład dzięki kupnu dynamomaszyny. W 1899 roku firma przekształciła się w Towarzystwo Akcyjne Manufaktury Bawełnianej Lorentz i Krusche. To dało kolejny impuls do rozwoju. Wówczas kapitał zakładowy wynosił 300 tysięcy rubli, trzy lata później został on podwojony do sumy 600 tysięcy rubli! Na przełomie XIX i XX wieku firma Kruschego i Lorentza plasowała się na liście największych przedsiębiorstw włókienniczych w Zgierzu, zajmując drugie miejsce, zaraz za fabryką A.G. Borst.
Maciej Rubacha
Foto: MMZ
Zostaw komentarz