Jak Opel, to do Potęgi
Dla większości z nas samochody są po prostu środkiem lokomocji, ale Kuba Potęga patrzy na nie jak na dzieła, którym on sam nadaje blichtru. Pierwszą motoryzacyjną miłość przeżył jako mały chłopiec, zachwycając się “europejskim Mustangiem”, czyli Fordem Capri. Już wtedy wiedział, że czterokołowce na stałe zagoszczą w jego dorosłym życiu. Dziś ma na swoim koncie 20 własnoręcznie odrestaurowanych klasyków, a w garażu ponad 100 samochodów, w tym opli sprzed ponad pół wieku, którym podarował drugie życie – teraz dumnie prezentują się na torze, branżowych imprezach, a nawet w filmach.
O Oplach Kuba opowiada w taki sposób, że nawet zagorzali fani BMW nie są w stanie powstrzymać się od zajrzenia pod maskę jego retro Kadetta. Składał go samodzielnie przez tygodnie, część po części: od karoserii po ostatnią śrubkę w silniku. – Opel miał kiedyś taki slogan: My produkujemy auta, wy tworzycie historie. I to jest właśnie to! Za każdym moim samochodem kryje się niesamowita historia, która niestety zazwyczaj już zbliża się ku końcowi. Ja mam wiedzę i umiejętności, dzięki którym mogę podarować im kolejną szansę, rozpocząć kolejną historię – tłumaczy Kuba, mechanik-entuzjasta i kolekcjoner aut „german style”. Przez jego Qbass Garage przewinęło się już kilkaset klasyków – od rodzimych “Maluchów”, poprzez Wołgi i inne auta z bloku wschodniego, a nawet auta francuskie, w tym kultowy Renault 5 Turbo Alpine. Jednak z największym sentymentem Kuba wspomina jeden ze swoich najstarszych samochodów.
Wyprawa po kapsułę czasu
Po Opla Rekorda, który pamięta jeszcze lata 50. ubiegłego wieku, pojechał aż na Górny Śląsk. – To był rok 2016. Zadzwonił do mnie znajomy z informacją, że w starej szopie w małej, śląskiej miejscowości od ponad 50 lat stoi auto, które w świecie motoryzacji jest absolutnym rarytasem, jeśli chodzi o tę markę. Poczułem się, jakbym wygrał los na loterii. To trochę tak, jakby znaleźć kapsułę czasu – wspomina kolekcjoner. Zapowiadała się ciekawa przygoda, ale w rzeczywistości było jeszcze ciekawiej. – Na miejscu okazało się, że przyjechałem do drugiego właściciela auta, który kupił go na początku lat 60. od wuja z Niemiec. W tamtych latach w Polsce nie można było raczej spotkać takich samochodów. Właściciel nie nacieszył się autem zbyt długo, bo wkrótce po zakupie został wezwany do wojska, a chwilę po tym wydarzeniu dostał nietypową wiadomość z urzędu – dokładnie tuż obok jego posesji miała powstać obwodnica. Przed szopą, w której stało auto, nagle nie było już wyjazdu, za to powstał wielki krater, który uziemił Opla na lata. – Samo wyciągnięcie go było dla mnie niezłym wyzwaniem, ale radość po udanej akcji rekompensowała wszystkie trudności.
Lata mijają, a stary Rekord wciąż należy do Kuby i – co ciekawe – wciąż czeka na swój tuning. – Cały czas nie miałem jakiejś jednej koncepcji. Dopiero od niedawna wiem, że chciałbym zrobić tzw. restomod. Polega to na zachowaniu zewnętrznych elementów w takim stanie, w jakim są i całkowitej renowacji środka, oczywiście w duchu epoki. Mógłbym wtedy zachować część tej niesamowitej historii, a jednocześnie nadać staruszkowi młodzieńczej mocy – wyjaśnia. Opowieści mnożą się z każdym rokiem, bo i aut w warsztacie stale przybywa. Część z nich, tak jak Opel Rekord, czeka jeszcze na swoją kolej, ale większość przeżywa właśnie drugą młodość lub… wybuchowo zamyka ostatni rozdział swojej opowieści.
W blasku fleszy i w objęciach płomieni
Imponującą kolekcją Kuby Potęgi zainteresowały się media branżowe, pasjonaci klasyków z całej Polski, a także ludzie filmu. – Siłą rzeczy od dawna obracam się w środowisku motoryzacyjnych zapaleńców. Swoje samochody robię przede wszystkim z myślą o tym, by nimi jeździć i czerpać z tego radość. Ich możliwości sprawdzałem na torze w Poznaniu podczas cyklicznej imprezy Youngtimer. Tam też poznałem mnóstwo przyjaciół, z którymi wymieniam się doświadczeniami – relacjonuje Jakub.
O nim i jego pasji zaczęło robić się coraz głośniej, a efekty pracy kolekcjonera zostały docenione na prestiżowych wystawach. Do Qbass Garage zajrzeli już dziennikarze TVN Turbo, odkrywanie i „czyszczenie” garażów po mistrzu sportów motoryzacyjnych Antonim Jakubowskim opisano na łamach Classic Auto. Coraz częściej też Kuba odbiera telefony od mediów z prośbą o ekspercką ocenę. – To dla mnie ogromne wyróżnienie, ale największą nagrodą po miesiącach spędzonych na dłubaniu pod maską zawsze jest dźwięk odpalanego silnika, który oznacza nowy początek dla następnego ocaleńca – mówi. I tak oto dla niektórych maszyn oznacza to powrót na tor, inne znajdują nowych właścicieli, którym towarzyszą na co dzień, a jeszcze inne rozpoczynają karierę filmową. Oglądać je można w polskich produkcjach takich jak: Olek (2006), Hel (2012), a także w spocie do kampanii „Tiry na tory”. Zdarzają się też bardziej wymagające role, kaskaderskie. – Czasem ciężko się z nimi rozstawać. Mam świadomość, że to ich ostatnia rola – nostalgicznie mówi Kuba, jednak szybko dodaje: ale to bardzo spektakularny, gorący koniec! W płomieniach, z hukiem. I chyba najlepszy, jaki mógł je spotkać – nie miały szans, by wrócić na drogi.
Jakubowi frajdę sprawia nie tylko wskrzeszanie oldtimerów. Równie mocno lubi dzielić się każdą historią i pobudzać iskrę zainteresowania wśród tych, dla których temat jest całkowitą nowością. Swoje motoryzacyjne przygody opisuje na fanpage’u Qbassgarrage na Facebooku. – Zamieszczam tam zdjęcia kolejnych nabytków, piszę o postępach procesu renowacji, wracam też wspomnieniami do odległych czasów. Pomysłów na kolejne opowieści zgierzaninowi z pewnością nie zabraknie. – Nazwisko zobowiązuje. Ople po prostu naturalnie się u mnie potęgują – śmieje się Kuba.
Kto wie, może jedną z tych historii można będzie kiedyś zobaczyć na wielkim ekranie?
Kinga Lewandowska
Fot: Zbiory J.Potęgi
Zostaw komentarz