Zakorzenieni w bluesie
W tym miesiącu Witek Świątczak spotkał się z muzykami, którzy na początku lat 90. tworzyli zespół Dede Blues Band, a później byli uczestnikami wielu kapel zgierskich, łódzkich i pabianickich. To Jacek „Kraszan” Miklaszewski i Darek „Dede” Werner, których od lat inspiruje ta sama muzyka.
Dede Blues Band to przygoda, która was połączyła na długie lata, choć sama kapela nie przetrwała zbyt długo.
Kraszan: Kiedyś Dede zgadał się z Grześkiem Czerepokiem, który grał na basie. Zrobili pierwsze próby, ściągnęli perkusistę Roberta „Zawiego” Zawiślaka, a jakiś czas później zadzwonili po mnie. Na wokalu był Jacek Kornacki. Nasze próby odbywały się w MDK-u na Długiej. Dobrze wspominam ten czas. Dyrektor Jadwiga Wlaźlińska bardzo nam wtedy pomogła.
A co graliście? Czy to były kompozycje własne?
Dede: Nie, na początku graliśmy muzykę typowo bluesową, głównie covery. W ten sposób szlifowaliśmy warsztat.
Kraszan: W repertuarze mieliśmy utwory Johna Lee Hookera, BB Kinga, Muddy Watersa, Creedence Clearwater Revival. Jakoś tak wyszło, że w ogóle nie graliśmy polskich kawałków. Wspominam dwa ważne dla nas koncerty. Pierwszy w MDK-u i późniejszy na MOSiRze, gdzie zagrało kilka rockowych kapel. To było spore wydarzenie.
Lubię rozmawiać o starych gitarach. Na czym graliście w 1993 roku?
Dede: Miałem Jolanę Diamant
Jacek: A ja miałem podróbkę Fendera, którą kupiłem od Henya, czyli Grzesia Gawrysiaka.
A teraz ile macie gitar? I czy nadal gracie?
Dede: Około stu.
Nie wierzę! Gdzie je trzymasz?
Dede: W garażu i w domu. Teraz zajmuję się naprawą gitar i renowacją tych starych, takich jak Defil i Jolana. To moja pasja.
To dobra wiadomość dla starszych muzyków, którzy do nich wracają, ale i dla młodych, którzy odkrywają na nowo te popularne niegdyś instrumenty. Wspominam moją Graciellę albo Irisa.
Dede: Tak. U mnie można spróbować gry na nich. Ja sam cały czas grywałem. Oprócz Dede Blues Band mam za sobą przygody z takimi zespołami, jak Kindergarten, Empty Bottle Blues, który przerodził się w Side-road. Tipsy Drivers z Pabianic, Pig Bit, Samokhin Band.
Kraszan: A ja mam tylko trzy gitary (śmiech), bo w bloku więcej się nie zmieści. A co do grania, to mogę powiedzieć, że też robię to całe życie, choć kapel jako takich nie było zbyt wiele. Chyba najlepiej wspominam Skaffander.
To bardzo ciekawy projekt, o którym wspominaliśmy kiedyś w miesięczniku podczas wywiadu z Pawłem Miłoszem. Grał tam jeszcze Leszek Zaczyński na puzonie.
Kraszan: Mało kto wie, że zaczynaliśmy z Franzem Hollendrem, który grał na bongosach.
Na naszych MuZgach zachowały się nagrania.
Kraszan: Tak, kojarzę, na jednej z pierwszych płyt. To było instrumentalne granie. Nigdy nie zapomnę naszych ulicznych występów do niemych filmów, które wyświetlane były na zgierskich budynkach.
Jak się zapatrujecie na powrót do wspólnego grania?
Kraszan: Może być ciężko, bo życie nas mocno absorbuje, ale nie mówimy nie, rozważyć nie zaszkodzi, bo jednak czujemy tęsknotę za czasami Dede Blues Band. Do tej pory słucham tego, co wtedy: Led Zeppelin, John Lee Hoker, BB King. To nasze korzenie.
Zostaw komentarz