Wygrać z koronawirusem
Szczepienia przeciwko COVID-19 niezmiennie wywołują wiele kontrowersji. Wciąż istnieje duża grupa osób, które wahają się co do decyzji. Czwarta fala wystartowała – to widać gołym okiem. Mówią o tym nie tylko politycy, lekarze czy epidemiolodzy, ale suche liczby, statystki. Mimo to wielu ludzi deklaruje, że się nie zaszczepi. Mówi się, że przekonanego nikt nie przekona. To prawda stara jak świat. Dlatego najważniejsza dla nas jest własna motywacja i przekonanie.
Chociaż nie jest to łatwe, to z pewnością warto zachowywać otwartą głowę i słuchać różnych argumentów, niekoniecznie tych, z którymi nam „po drodze”. Warto też podpierać się doświadczeniem innych osób. A co z tym później zrobimy, to już inna sprawa. Pytamy znanych mieszkańców Zgierza o to, dlaczego zdecydowali się na szczepienie.
Michał Pietrzak, muzyk, instruktor MOK, animator kultury
Zaszczepiłem się dzień po otwarciu zapisów dla mojej grupy wiekowej. Można powiedzieć, że zrobiłem to trochę dla świętego spokoju – wiedziałem, że to konieczne, żeby bezpiecznie funkcjonować w społeczeństwie, żebym mógł iść z czystym sumieniem na przykład do babci. Dla mnie to było ważne, zwłaszcza, że od początku pandemii widywałem ją raczej tylko przez balkon.
Brałem też pod uwagę to, że pracuję z ludźmi, mam z nimi dużą styczność i jestem na pierwszej linii frontu, więc nie ma sensu ryzykować.
Wisienką na torcie była choroba, którą przeszedłem w lutym zeszłego roku po spotkaniu z Włochem, który przyjechał do Polski na warsztaty muzyczne dosłownie w przeddzień tego koszmaru, który wszyscy potem mogliśmy oglądać na ekranach telewizorów. Przez tydzień walczyłem z bardzo wysoką gorączką i dosłownie „umierałem”. To był koszmar. Wówczas lekarze raczej nie wiązali objawów z COVID-19 i potraktowano mnie jak pacjenta ze zwykłą, chociaż ciężką infekcją. Tak więc po tym wszystkim już nikt nie musiał mnie przekonywać do szczepienia. Przekonał mnie bilans potencjalnych zysków i strat. Uznałem, że jeśli mogę coś zrobić dla siebie i innych, to zwyczajnie to zrobię. Dla mnie mieści się to w myśleniu zdroworozsądkowym.
Przemysław Staniszewski, prezydent miasta Zgierza
Wykorzystałem pierwszy dogodny moment do zaszczepienia się dlatego, że czuję się odpowiedzialny nie tylko za swoich najbliższych, ale również za współpracowników oraz inne osoby, w tym wielu mieszkańców Zgierza, z którymi stykam się na co dzień w pracy. Sam również nie chciałbym zostać zarażony wirusem, którego ktoś mógłby mi niechcący sprezentować. A jeśli już nawet to by nastąpiło, to z dużym prawdopodobieństwem uniknąłbym niebezpiecznych powikłań, które dotykają coraz młodszych osób. Dla mnie to oczywiste. Jeśli mam szansę, to z niej korzystam.
Dlatego zdecydowałem, że wolę posłuchać ekspertów, ludzi nauki. Mam zaufanie do tego, co mówią specjaliści. Jestem też świadomy rozwoju medycyny i technologii medycznych. Nie mam za to czasu na chorowanie i nie widzę powodu, żeby podejmować zbędne ryzyko dla zdrowia i życia. Mam także pełną świadomość funkcji, którą sprawuję. Przy zachowaniu wolności wyboru dla każdego, sam chcę dawać przykład, że warto dbać nie tylko o siebie, że należy wykorzystywać szanse, które daje nam rozwój cywilizacyjny.
A prywatnie, to brak szczepienia zamyka mi drogę do realizowania się w moich pasjach: podróżowaniu czy uprawianiu sportu. Szczepiąc się, nic nie tracę. Mogę za to sporo zyskać.
Dariusz Wójcik, ratownik medyczny, wykładowca akademicki
To oczywiste, że rekomenduję szczepienie, mimo że sam miałem negatywne objawy poszczepienne. Zaszczepiłem się, gdy tylko pojawiła się taka możliwość po to, żeby nie narażać siebie i innych. Byłem i jestem (bo czwartą falę już widać na oddziale covidowym na Parzęczewskiej i prawie wszyscy to niezaszczepieni) na pierwszej linii frontu walki z COVID-19. Wiem, że bez szczepień, nie wygramy walki z tym patogenem. Nie ma szans.
Jako ratownik medyczny nie ukrywam też, że wolałbym nie pracować w kombinezonie. To żadna przyjemność, która w dodatku istotnie opóźnia dotarcie do chorego na COVID-19. A potem są jeszcze procedury, które na jakiś czas wyłączają zespoły karetek i same karetki z użytkowania.
Dlatego rekomenduję szczepienia zarówno starszym osobom ze względu na to, że często mają inne przewlekłe schorzenia, w których przypadku wirus może podziałać jak akcelerator. Polecam je także młodym, dlatego, że chyba nikt nie chce pamiątki na cale życie w postaci zwłóknienia płuc albo zmian neurologicznych, które COVID-19 pozostawia.
Miałbym też pytanie do społeczeństwa: jak to jest, że w większości krajów Europy, do której należymy, poziom zaszczepienia sięga 80 procent, a w Polsce to zaledwie 50 procent?
Roksana Zasina, zapaśniczka
Jestem zaszczepiona, choć mam dość sceptyczne nastawienie do działania obecnie dostępnych szczepionek. Sama zdecydowałam się na ten zabieg, bo w innym przypadku mogłabym mieć problemy z udziałem w zawodach rangi międzynarodowej, jak chociażby igrzyska olimpijskie w Tokio, na które wywalczyłam kwalifikację. A przecież dla sportowców występ na olimpiadzie to często marzenie życia. Gdybym nie była zaszczepiona, a miałabym styczność z kimś, u kogo wykryto koronawirusa, automatycznie trafiłabym na kwarantannę, co oczywiście mogłoby przekreślić moją szansę. Dlatego nie ryzykowałam i zdecydowałam się na szczepienie podwójną dawką Pfizera. Czyli poszłam raczej za głosem rozsądku.
Osobiście niezbyt dobrze czułam się po tym zabiegu. Przez tydzień byłam wyłączona z treningu, co przed wyjazdem do Japonii miało duże znaczenie. Podobne objawy do moich mieli też moi znajomi, również wyczynowi sportowcy. Lekarze tłumaczyli to w ten sposób, że im człowiek ma lepszą odporność, tym mocniejsza jest immunologiczna odpowiedź organizmu na szczepionkę. Moim zdaniem jednak organizm nie powinien tak gwałtownie reagować.
Chciałabym jednak być dobrze zrozumiana – nie zamierzam nikomu mówić, co ma robić. Każdy musi to sam rozważyć.
Zostaw komentarz