Uniwersalny język muzyki Wojtka Walczaka
Jest gitarzystą, basistą, ceramikiem i konserwatorem drewna. Na co dzień pracuje jako instruktor Centrum Kultury Dziecka. Wojtek Walczak w rozmowie z Witkiem Świątczakiem opowiada o swoich pasjach (nie tylko muzycznych), a także o poszukiwaniu ich kwintesencji, czyli najczystszego środka przekazu.
Zgierskie środowisko muzyczne składa się ze sporej grupy artystów, którzy w zależności od potrzeby łączą się w zespoły, zmieniają nazwy, ale cały czas obracają się w rockowym i mocnym graniu. Należysz do tego środowiska od wielu lat. Opowiedz, jak się w nim znalazłeś?
Pierwszy zespół, w którym grałem, a były to czasy liceum, to Credo z Julią Szwajcer na wokalu, które z czasem zmieniło nazwę na Changes. Potem założyliśmy Road Stone, w którego składzie byli: Damian Starnawski (wokal), Tomek Nowak (bas) i Sebastian Śmiałek (perkusja). Później odszedł Tomek, a pojawił się Darek „Dziki” Karwowski i tak powstał Snakehead.
Z czasem zmieniłeś instrument na gitarę basową. Darek na zielonej gitarze wymiata solówki, a ty dbasz o to, by miał na czym je „zawiesić”. To jest prawdziwa rockowa robota.
Po latach odkryłem, że w basie powinno się szukać sedna i sensu całej konstrukcji. Tego nie dostrzega się od pierwszego odsłuchu, ale to stanowi osnowę całej zabawy. To taka intelektualna układanka.
Właśnie tak cię postrzegam: jako muzyka, który grając w kapeli, dba o wykonanie utworów mających groove, brzmienie. Także o to, żeby wszystko było zebrane w sobie, było mięsiste.
Nigdy nie miałem aspiracji, żeby być gitarzystą solowym, może nie jestem aż tak muzykalny. Moją rolą jest jednak próba uchwycenia korzenia, takiej najważniejszej części, czegoś, co spaja utwór w całość.
Zawsze interesuje mnie, jak rodzi się pasja muzyka. Co cię inspirowało, jakie były pierwsze gitary?
Muzyką interesowałem się od szkoły podstawowej. Później w liceum dokonywałem kolejnych odkryć muzycznych, które robiły na mnie piorunujące wrażenie: utwory Deep Purple, np. „Highway Star”. Później „przerobiłem” Gary’ego Moore’a, Jimiego Hendrixa, Rage Against The Machine, System of a Down, Red Hot’ów i oczywiście Nirvanę. Teraz moje upodobania są bardziej eklektyczne. Moimi ulubionymi gitarzystami są Joe Pass i Pat Martino.
Pierwszą gitarę dostałem od mojego taty. Był to radziecki wynalazek gitaropodobny ze sklejki z dużą sowiecką gwiazdą na rozecie. Drugą gitarę kupiłem w sklepie z rzeczami z wystawki z Niemiec. Była to piękna gitara klasyczna Framus, za którą dałem 50 zł. Do dzisiaj żałuję, że ją sprzedałem. Później kupiłem sobie podobnego Framusa z poczucia tęsknoty. Trzecia gitara to był elektryczny Sky Way kupiony za kasę, którą dostałem na 18. urodziny. Był to straszny paździerz i go szybciutko sprzedałem. Niebieskiego wymarzonego Mayonesa Flame w kształcie Les Paula kupiłem za pierwsze zarobione osobiście pieniądze. Miałem 19 lat. Resztę gitar (jazzówka, bas) traktuję mniej osobiście, bardziej jako konkretne narzędzia.
W swojej działalności artystycznej posługujesz się również innymi narzędziami. Jesteś ceramikiem, a dodatkowo zajmujesz się renowacją drewna.
To moje kolejne pasje. Ceramika otacza nas wszędzie, choć czasem nie zdajemy sobie z tego sprawy. To nie tylko zastawy stołowe i naczynia, ale też cegły, dachówki, czy nawet sanitariaty. To materiał, który obok drewna jest ludziom najbliższy. To naturalnie ekologiczny materiał, przyjazny człowiekowi i naturze. Jest ciepły i szczery.
Jednak gitary do grania z gliny nie da się zrobić. Ona bardziej pochłania dźwięki, niż je wzmacnia.
Tak, ale za to przydaje się umiejętność pracy w drewnie. Miałem okazję naprawiać gitary, tak kompleksowo z politurą. Renowacja drewna rządzi się precyzyjnymi prawami. I ktoś, kto się zajmuje profesjonalną, historyczną konserwacją drewna z pewnością będzie wiedział, jak nie popsuć instrumentu, gdy zechce się zająć lutnictwem.
Z czym najbardziej wiążesz przyszłość?
Artystycznie raczej z ceramiką. Muzyka jest dla mnie uniwersalnym językiem, którym mogę się z kimś porozumieć. Jest dla mnie pretekstem, żeby spotkać się z kolegami i zrobić razem coś kreatywnego.
Dla mnie dźwięk jest najczystszą formą przekazu. Dobrze zagrany dźwięk, włączając w to ciszę, którą też uważa się za dźwięk, jest o wiele bardziej wartościowy niż pasaże grane w zawrotnej prędkości.
To jest klucz, żeby znaleźć to, co jest ważne, a wyrzucić to, co przeszkadza. Podobnie jest w ceramice i wszystkich sztukach plastycznych. Trzeba pozbyć się szumu, żeby móc dojść do najważniejszego elementu.
W ten sposób znaleźliśmy wspólny mianownik wszystkich dziedzin sztuki, którymi się zajmujesz. Niech dalej tak pięknie się zazębiają, a my będziemy je podziwiać. Powodzenia.
Wysłuchała Magdalena Ziemiańska
Zostaw komentarz