#Szczepimy się. Dlaczego Polska unika Sputnika?
Na rynku medycznym dostępne są, najogólniej temat ujmując, dwie grupy szczepionek przeciwko COVID-19: genetyczne mRNA i wektorowe. Mechanizm ich działania jest inny, ale rezultaty podobne. Te pierwsze dostarczają do nielicznych komórek cząsteczkę, która instruuje organizm, jak wyprodukować białko kolca koronawirusa, przy pomocy którego wirus może wniknąć w błonę śluzową człowieka. Po dostarczeniu cząsteczki mRNA organizm zaczyna produkcję białka, szybko rozpoznaje intruza i zaczyna wytwarzać przeciwciała. W taki oto sposób zyskujemy ochronę przed prawdziwym, a nie udawanym patogenem. Cząsteczki nie mają możliwości replikacji, więc jako bezwartościowe są wydalane z organizmu. Warto zaznaczyć, że szczepionki mRNA nie zawierają cząstek wirusa i nie mają możliwości wprowadzania genetycznych zmian w genomie gospodarza.
Drugi rodzaj szczepionek to wektorowe, które wykorzystują bezpieczne dla człowieka fragmenty innych wirusów (które pełnią funkcję wektorów) do wywołania odpowiedzi immunologicznej przeciw wirusowi SARS-CoV-2. W tym przypadku to właśnie owe wektory dostarczają organizmowi człowieka instrukcji o tym, jak komórki mają wytwarzać biało kolca. Również ten rodzaj szczepionki nie wnika i nie oddziałuje na ludzkie DNA. Obydwa rodzaje szczepionek, chociaż są względnie nową technologią, to nie są nowinką czy eksperymentem. Były bowiem szeroko badane w przypadku oddziaływania na inne wirusy, jak HIV czy Ebola. Wszystkie dostępne w Polsce szczepionki są bezpieczne.
Wschód też ma swoje szczepionki
Na światowym rynku medycznym istnieją jednak inne, jak rosyjski Sputnik V i czy szczepionka z Chin, które nie uzyskały odpowiednich pozwoleń w krajach Unii Europejskiej. Dlaczego?
W przypadku preparatu rosyjskiego (wykorzystującego dwa wektory), opracowanego w Instytucie Epidemiologii i Mikrobiologii im. Gamaleiw Moskwie,j est zbyt dużo wątpliwości odnośnie danych dotyczących samej szczepionki, jej skuteczności (mimo że dane opublikowane w czasopiśmie medycznym „The Lancet” wskazywały na wysoką skuteczność sięgającą 91,6%) oraz samego procesu jej wytwarzania. W pewnym momencie procedura jej zatwierdzania została przerwana z powodu wykrycia zanieczyszczeń w fabryce producenta. Światowa Organizacja Zdrowia (WHO) wyjaśniła dyplomatycznie, że jeden z zakładów „nie spełnia najnowszych standardów produkcyjnych”.
Aby doszło do zatwierdzenia szczepionki w Unii Europejskiej, Europejska Agencja Leków (EMA) potrzebuje również pełnego zestawu danych. Tymczasem te, które dostarczała Rosja, były niewystarczające. Sporo wątpliwości zgłaszali też eksperci, a sama Rosja nie reagowała entuzjastycznie na sugestie zmian i prośby o wyjaśnienia.
Wątpliwości instytucji unijnych nie miały jednak wpływu na rozpowszechnianie preparatu poza Zjednoczoną Europą. Jest on używany w wielu krajach, całkiem nieodległych, jak Bośnia i Hercegowina czy Serbia oraz znacznie dalszych, jak Meksyk, Sri Lanka czy Indie. Również w dwóch krajach Unii Europejskiej (Węgry i Słowacja) szczepionka została dopuszczona do użycia „w szczególnych przypadkach”.
Co ciekawe Sputnikiem V niezbyt chętnie szczepią się sami Rosjanie. Dziennik „Rzeczpospolita” podała w wydaniu z 19 października, że do tego dnia w pełni zaszczepionych było zaledwie 32,3% obywateli naszego wschodniego sąsiada. W Polsce w tym samym czasie wskaźnik ten wynosił niemal 46%, w USA – 55%, w Kanadzie aż 74%, w Niemczech 66%, we Francji 68%. To oznacza, że „pod względem tempa szczepień Rosja pozostaje w tyle nawet za krajami Ameryki Łacińskiej, które nie mają własnych preparatów”.
Równie dużo wątpliwości ekspertów wzbudzają dwie chińskie szczepionki produkowane przez firmy Sinovac i Sinopharm, z których korzystają mieszkańcy niemal 90 krajów, głównie biedniejszych, choć nie tylko…Preparatem drugiego z wymienionych producentów mogą bowiem szczepić się też obywatele Węgier, Czarnogóry, Serbii. Niemniej WHO zatwierdza do użycia szczepionki pochodzące z Państwa Środka jedynie w „sytuacjach awaryjnych”. Problem w tym, że podobnie jak w przypadku preparatu rosyjskiego brakuje danych, które umożliwiłyby przeprowadzenie procedury zatwierdzającej go do użytku. Jeszcze jednym „kamyczkiem w ogródku” przeciwko chińskim szczepionkom są badania wskazujące na ich bardzo niską skuteczność w przypadku wariantu Delta.
Bardzo droga tabletka na COVID-19
Tymczasem na początku listopada 2021 roku pojawiła się kolejna nadzieja dla osób, które zapadły na COVID-19. Chodzi o tabletki przeciwwirusowe Lagevrio zawierające molnupirawir, który hamuje namnażanie patogenu, przez co obniża ryzyko ciężkiego zachorowania i śmierci. Działa ona na różne mutacje koronawirusa SARS-CoV-2 i statystycznie pomaga w połowie przypadków. Lek jest sprzedawany w Wielkiej Brytanii, ale trwają badania zmierzające do jej dystrybucji na terenie innych krajów, także w Polsce. Obecnie czekamy na decyzję EMA odnośnie dopuszczenia tego produktu do obrotu. Jest jednak jeden minus – koszt leczenia, który najprawdopodobniej może sięgać około 2,8 tysiąca zł. W tej sytuacji warto chyba powołać się na starą, dobrze znaną zasadę, że lepiej zapobiegać, niż leczyć.
Renata Karolewska
Zostaw komentarz