Skok na głęboką wodę. Powrót dzieci do szkół
„Zbliża się koniec roku szkolnego, wkrótce wszyscy rodzice poznają swojej oceny”. To jeden internetowych żartów podsumowujący długie miesiące zdalnej nauki. Jednak do śmiechu nie jest ani nauczycielom, ani dzieciom i ich rodzicom.
„Sytuacja epidemiczna na tyle się poprawia, że (…) wracamy do normalnej pracy szkół. Od 31 maja 2021 r. wszyscy uczniowie i słuchacze będą kształcić się na terenie szkoły na zasadach obowiązujących przed okresem epidemii” – oto fragment komunikatu zamieszczonego za stronie Ministerstwa Edukacji i Nauki. Nikt, przynajmniej wśród nauczycieli, rodziców, a i samych dzieci, nie ma wątpliwości, że „normalna praca szkół” i „kształcenie na zasadach sprzed epidemii” jeszcze długo nie będą możliwe. Nawet jeśli przejście z nauki zdalnej na stacjonarną próbowano wprowadzać stopniowo w ciągu ostatnich tygodni. Długie miesiące lekcji online: specyficznego kontaktu z nauczycielem, odcięcia od kolegów i koleżanek, powiedzmy to wprost – korzystania z pomocy rodziców przy zdobywaniu lepszych ocen, powodują, że majowo-czerwcowy powrót do placówek to raczej bufor, czas oswajania się przed właściwym początkiem roku szkolnego.
Mama na piątkę, piątka dla mamy
Podstawowym problemem jest, czy nauczyciele przy wystawianiu ocen końcowych, powinni opierać się na stopniach uzyskanych podczas nauki zdalnej. – Odpowiem na swoim przykładzie. W tym ostatnim okresie nie wystawiam nowych ocen, nie weryfikuję wiedzy. Dzieci mają jedynie możliwość poprawienia stopni – mówi Agnieszka Matyja, nauczyciel matematyki i fizyki w SP 12. – Sprawdzanie wiedzy w sposób zdalny było bardzo trudne. Same dzieci zdają sobie sprawę, że ich dobre oceny nie do końca pokrywają się z rzeczywistością, bywa więc, że boją się zabierać głos na lekcji. Jednak weryfikowanie ich wiedzy w tym momencie byłoby tylko dodatkowym źródłem stresu.
W jednej ze zgierskich placówek, aby uspokoić uczniów, wywieszono informację o dwutygodniowym okresie „na oswojenie” – bez sprawdzania wiedzy i wystawiania nowych ocen. Jednak nie jest to reguła powszechna… – Mojej córce już po trzech dniach po powrocie zapowiedziano sprawdzian, w drugim tygodniu klasówek ma być jeszcze więcej – opowiada pani Hanna, matka 11-letniej dziewczynki. – Córka jest ambitna, więc czas poświęcany nauce jeszcze się wydłużył, potrafi siedzieć nad materiałem do godziny 20.00. Wszyscy mamy już dosyć tego roku szkolnego.
Zerwane połączenie
Miesiące pracy zdalnej wyrobiły w uczniach nowe nawyki, o większej niż zwykle pomocy rodziców już wspominałem. Do tego: wstać można było z łóżka dziesięć minut przed lekcją (a piżamowe stroje niektórych świadczyły, że i ten czas ulegał skróceniu), w trakcie lekcji zdarzało się uczniom zajmować młodszym rodzeństwem, odbierać paczki od kuriera czy podgrzewać posiłki. A w razie trudniejszych pytań ze strony nauczyciela – tajemniczym zakłóceniom ulegało połączenie internetowe, co uniemożliwiało oczywiście udzielenie odpowiedzi. Jeśli brzmi to na poły humorystycznie, to skutki takich nawyków już zabawne nie są. Dzieci w klasach szkolnych mają problem ze skupieniem podczas 45-minutowej lekcji (zdalne trwały 15 minut krócej), luki w wiedzy wywołują u nich stres większy niż zwykle („zachowują się, jakby chciały gdzieś się schować, wejść pod ławkę” – mówi jedna z nauczycielek), na nowo muszą się uczyć organizacji pracy. Trudno jest też nauczycielom wyegzekwować schludny, skromny wygląd. Uczniowie wrócili z pofarbowanymi włosami, uczennice stosują mocny makijaż. Z czasem ujawniać zaczną się skutki wielogodzinnych sesji przed komputerem: problemy ze wzrokiem, z kręgosłupem, z ogólną formą fizyczną. Stąd m.in. postulat zwiększania liczby godzin wychowania fizycznego w szkołach.
Akcja integracja
Stres związany z powrotem do szkoły dotyczy nie tylko kontaktów z nauczycielem, ale i z własną grupą rówieśniczą. Nawet jeśli część dzieci spotykała się po lekcjach, był to wąski krąg wybranych osób. – Istnieją dzieci, które nie mogły doczekać się spotkań z kolegami i nauczycielami i ich potrzeba kontaktu społecznego wylewa się na wszelkie sposoby – mówi Katarzyna Pabjańczyk, pedagog z SP 3. – Jednak są też tacy, którzy chowają się gdziekolwiek, byle byłoby tam cicho. Bardzo przeszkadza im hałas, nieustanny ruch na szkolnym korytarzu. Gdy przychodzą do domu, muszą odespać, ponieważ są wycieńczeni pobytem w szkole.
Zresztą stres może przybierać groźniejsze formy, łącznie z samookaleczaniem, stąd zwiększona czujność nauczycieli. Uczniom starszym nauczyciele próbują przypomnieć, jakie zachowania społeczne wspólnie wypracowano jeszcze w czasach przedepidemicznnych. Gorzej z klasami pierwszymi. Te dzieci nie zdążyły przyswoić zasad komunikacji z rówieśnikami, stąd dużo kłótni, bójek. Jednak powrót do szkół nie wywołał przecież problemu zakłóconej integracji, a jedynie go unaocznił.
Plusy i minusy
Większość nauczycieli i rodziców przyznaje, że decyzja o wznowieniu zajęć stacjonarnych na kilka tygodni przed końcem roku szkolnego wydawała się absurdalna. Z czasem pojawiły się jednak również plusy. – Córka ma kontakt z rówieśnikami, a że jest jedynaczką, bardzo jej tego brakowało – twierdzi Anna Kowalska. – Może też dopytać nauczyciela, gdy nie rozumie pewnych kwestii, w zdalnym nauczaniu dzieci często przeszkadzały sobie nawzajem.
Przeważa pogląd, że pod względem edukacyjnym mijający rok szkolny jest czasem straconym, jednak przedłużanie izolacji dzieci powodowałoby, że we wrześniu byłby to skok na jeszcze głębszą wodę. Przywracanie „normalnej pracy szkół” trwać będzie długie miesiące, a może i lata.
Jakub Niedziela
Zostaw komentarz