Scaleni niewidzialnym włóknem
Ciałem – co tu dużo mówić – nie są już najmłodsi, za to duchem…! Niejeden mógłby im pozazdrościć energii. Piętnaścioro absolwentów klasy profesora Grzegorza Szkody z nieistniejącego już technikum włókienniczego przy ul. Sokołowskiej regularnie co roku spotyka się w różnych częściach Polski od czasu zakończenia nauki w zgierskiej szkole. I może nie byłoby w tym nic zaskakującego, gdyby nie to, że od ich matury minęło 60 lat!
W tym roku na początku września technicy włókiennicy przędzalnictwa czesankowego wełny zjechali do Zgierza. Była to nie tylko podróż sentymentalna (wszak tu uczyli się i mieszkali przez kilka lat), ale też krajoznawcza. Organizator grupy, jedyny rodowity zgierzanin Kazimierz Kubiak (dumny absolwent technikum i członek klasy) pokazał swoim koleżankom i kolegom ze szkolnych ław, jak bardzo zmieniło się miasto w ostatnich latach. Warto wspomnieć, że uczniowie technikum pochodzili z całej Polski. Zgierz był wówczas centrum kształcenia kadr, które potem zasilały potężne zakłady pracy powstające jak grzyby po deszczu wraz z odradzającym się po wojnie przemysłem włókienniczym. Absolwenci trafiali głównie do północnej części kraju do firm zatrudniających po kilka tysięcy osób. Starsi zgierzanie pamiętają doskonale, jak funkcjonowały te „molochy”. Młodsi mogą sądzić na podstawie skali, jaką unaocznia teren po dawnych zakładach barwników Boruta.
Nie dziwi więc, że goście dotarli na spotkanie z Łodzi, Grudziądza, Rybnika, Dąbrowy Górniczej i najliczniej reprezentowanego Torunia. Przez całe lata wielu z nich pełniło kierownicze funkcje, niektórzy współpracowali z sobą po kilka dekad. Jednak co najważniejsze, nadal się lubią i chcą się spotykać nie tylko ze sobą, ale także ze swoim wychowawcą, 95-letnim obecnie profesorem Grzegorzem Szkodą, którego darzą niespotykanym wręcz szacunkiem. I tak zwyczajnie cieszą się, że są wśród nich osoby, którym chce się poświęcić czas i energię na organizację wizyt koleżanek i kolegów.
Mimo że już od dawna nie pracują, wciąż interesują się włókiennictwem. Trochę żałują, że wiele zakładów i technologii przejęli Chińczycy, którzy mają znacznie tańszą siłę roboczą.
Ci ludzie byli świadkami gwałtownego odrodzenia się i zbyt szybkiego upadku przemysłu włókienniczego. Doskonale rozumieją, że zmiany musiały zajść. Nie mają o to żalu, choć z wielkim sentymentem wspominają czasy należące dziś do zupełnie innego świata. To, co się w nich nie zmienia, to doskonałe, profesjonalne rozumienie ogromnego potencjału tej gałęzi przemysłu.
Zostaw komentarz