Niestandardowe nauczanie, czyli szkoła do góry nogami
Zbyt liczne klasy, mała samodzielność uczniów, stały plan i system. Czy szkoła może być bardziej elastyczna, przyjaźniejsza dla ucznia, szczególnie najmłodszego, czy może być inaczej, niż jest od lat? Odpowiedź brzmi: tak, może być, a gdzieniegdzie, to nawet już jest.
Od początku. Nurt daltoński – bo o szkole utrzymanej w jego duchu mowa – powstał w latach 20. XX w., a jego założycielką była Helen Parkhurst. Nazwa nurtu pochodzi od miasta Dalton, w którym powstała pierwsza taka „inna” szkoła.
Plan daltoński
Helen Parkhurst pracowała z grupą czterdziestu uczniów w bardzo zróżnicowanym wieku od 6 do 16 lat. Dręczyło ją pytanie, jak przy tak dużej rozbieżności wieku, poprowadzić zajęcia, aby zaspokoić potrzeby edukacyjne wszystkich dzieci. Wówczas wpadła na pomysł, żeby z pomocą najstarszych uczniów zmodyfikować i przeorganizować miejsce, w którym odbywały się zajęcia w taki sposób, by powstała w nim sala lekcyjna z prawdziwego zdarzenia. Wymyśliła, że zagospodaruje dużą przestrzeń tak, by w każdym kącie odbywał się inny przedmiot. Od tej pory uczniowie samodzielnie zaczęli planować swoją pracę. W taki dość nietypowy sposób, powstała pedagogika planu daltońskiego.
Filary
Helen krytykowała zbyt dużą liczbę uczniów w klasach, siedzenie w ławkach, nadmierną dyscyplinę i narzucanie schematów. Nie zgadzała się z zadawaniem prac domowych, które dostarczały uczniom tylko więcej stresu i zabierały przyjemność nauki. Kreatorka planu daltońskiego założyła, że cała praca z uczniami powinna opierać się na wolności – pracy we własnym tempie i według własnych możliwości, bez presji czasu, z własnym modelem uczenia się. Szczególnie ważna była samodzielność, która umożliwia wykształcenie w dziecku mechanizmów, które pokazują mu, jak radzić sobie w życiu dorosłym. Zauważyła, że dziecko, które samo poszukuje rozwiązań, jest bardziej odporne na wszelkie przeciwności. Zatem jeśli uczeń ma się czegoś nauczyć, musi zrobić to sam. Z jej perspektywy ważne było też wzajemne oddziaływanie uczniów, ich współpraca, pomoc i zauważanie swoich potrzeb, drugiego człowieka i uczenie się do siebie. W jej szkole nie było miejsca na rywalizację, hierarchię czy podział. Jeśli uczeń nie potrafi czegoś zrobić, to powinien najpierw zwrócić się do kolegi. Ostatnim filarem szkoły według Helen Parkhurst jest refleksja – bardzo istotny element życia każdego myślącego człowieka. Dzięki pobudzaniu do refleksji dzieci mogą uczyć się wyrażania swojego zdania i opinii na dany temat. Mogą wykształcać w sobie zdolność argumentacji i obrony swojego rozumienia świata. Dla nauczycieli to z kolei istotna pomoc, bo dzięki informacji zwrotnej, mogą dowiedzieć się, co można zrobić lepiej i inaczej, korzystniej dla ucznia.
To, co ważne
W planie daltońskim nauczyciel przygotowuje materiały, zauważa potrzeby, określa czas na wykonywanie prac. Pomaga dostrzec uczniowi, co w danej lekcji było najtrudniejsze, co najciekawsze, co zbyt łatwe, jak można rozwiązać dany problem inaczej, przystępniej. Nauczyciel organizuje czas tak, by dzieci wiedzę teoretyczną mogły przekładać na praktykę.
Nie bez znaczenia są klasy, ich układ. Są podzielone na mniejsze części, zazwyczaj tematyczne kąciki: plastyczne, matematyczne, przyrodnicze czy czytelnicze. Ważne są też szczegóły, jak wizualizacja kolorowych dni tygodnia, planu dnia czy zegara, który specjalnie podzielony umożliwia zrozumienie małym dzieciom pojęcie czasu.
Plan daltoński wprowadzany jest w niektórych placówkach szkolnych i przedszkolnych, i jak każda odmiana metodyczna ma swoich zwolenników i przeciwników. Możemy się z nią zgadzać lub nie. Pewne jest jednak, że ta metoda stawia na dzieci, ich rozwój i rozumienie po swojemu naszego skomplikowanego świata.
Magdalena Woźniak
Zostaw komentarz