Muzyczne przygody Miłka
Paweł „Miłek” Miłosz jest przedstawicielem zgierskiej sceny muzycznej od blisko 30 lat. Jest gitarzystą, ale gra również na basie i na perkusji. Może się pochwalić udziałem w największej liczbie projektów muzycznych Zgierza. O wszystkie pytał w rozmowie Witek Świątczak, który skrzętnie bada historię zgierskiego rocka.
[Witek Świątczak] Miłek, koniecznie musisz opowiedzieć, jak to wszystko się zaczęło, a potem spróbujemy uporządkować dalszy przebieg twojej kariery muzycznej.
[Paweł Miłosz] W moim życiu muzyka pojawiła się, gdy miałem 10 lat. Jeździłem na obozy harcerskie, gdzie spodobało mi się to, jak inni grali na gitarach. Teżtak chciałem. Zacząłem chodzić na lekcje, zresztą do ciebie, pamiętasz? To był rok 1989.Acztery lata później zagrałem pierwszy koncert.
Gdzie to było?
To było w SEM-ie, słynny koncert „S.O.S. dla rock – muzyki w Zgierzu”, podczas którego zagrało mnóstwo zespołów.
Ach, to było nagłaśniane i organizowane przez Krzyśka Kociszewskiego? To i mnie się zdarzyło tam zagrać.
Tak, to była wielka impreza. Pamiętam, że mój zespół występował tam jako pierwszy. Zagrali tam między innymi Hand Up, Brooklyn, Grzesiek Gawrysiak. Mirek Drożdżowski śpiewał „Parę chwil” – razem z nim grali Darek Karwowski, Tomek Dziedzic i Darek Skiba. A dla mnie, 14-latka, to było ogromne przeżycie.
Później grałeś w wielu zespołach… Przypomnisz je?
Postaram się przywołać je po kolei. Na pewno zespół Grassuff. To był fajny czas. Pamiętam, że wygrywaliśmy łódzkie przeglądy muzyczne. To nie były czasy komputerów. Jak się chciało coś zarejestrować, to nagrywało się na taśmę, a w najlepszym razie korzystało ze znajomości – wtedy w studio nagrywaliśmy na osiem śladów. To była druga połowa lat 90. Jakiś czas później powstał ProJazz.
Pamiętam. Łukasz Beda śpiewał, albo raczej melorecytował…
Tak, a na saksofonie świetnie grał Wojtek Kosielski. To był ciekawy skład: gitara, saksofon i wokal z autorskimi tekstami.
Wasz utwór „Elegancik” był na MuZgach.
To był hit koncertowy! Później powstały Miny. Z Olą Kubiak, z którą współpracowałem w Grassuffie, Kubą Kowalskim na samplerze, ty przecieżteż grałeś i Grzesiek Gawrysiak… Później przeistoczyło się to w bardziej rockowe granie. Kuba przeszedł na gitarę, za to pojawiła się perkusja, na której grał Adam „Bzyq” Brzęczek. I ja na basie – to była dla mnie nowa przygoda. Jednocześnie grałem w zespole Pali się! Lata 2004-2007 były bogate muzycznie. Niedługo później powstał Skaffander. To też dość ciekawy projekt, w którym oprócz mojej gitary można było usłyszeć gitarę Jacka Miklaszewskiego i puzon Leszka Zaczyńskiego. Pamiętam, jak z Teatrem Art.51 robiliśmy taką akcję w ramach festiwalu „Ogień w głowie”. Przemieszczaliśmy się po mieście i graliśmy do niemych filmów wyświetlanych na starych budynkach przy ulicy Dąbrowskiego, Narutowicza i na Szerokiej, przy kościele.
Jednak najwięcej koncertów zagraliśmy z Pali się! A mija już blisko 10 lat od zawieszenia działalności tego zespołu…
Mieliście specyficzne podejście do reggae. Robiliście furorę.
Coś odgrzebujemy teraz…
Faktycznie dochodzą do nas takie wieści, że się reaktywujecie.
Nie, nie, o reaktywacji raczej nie ma mowy, ale pojawiła się potrzeba nagrania kilku numerów i udało nam się w tym celu spotkać.
Kolejne MuZgi się szykują, czekamy na nowe nagrania.
To jest super przedsięwzięcie. Pojawiałem się chyba na wszystkich płytach, w różnych składach i projektach.
Nasza płyta to taki zapis historii zmian składów i stylów.
Tak, a osoby się powtarzają. Oglądałem i słuchałem też waszych (Miejskiego Ośrodka Kultury – przyp. red.) audycji przypominających wszystkie archiwalne wydania. Świetna sprawa przypomnieć sobie po latach, w czym się uczestniczyło, a na dodatek ktoś to jeszcze skomentował, opowiedział o wrażeniach.
Była tam Kovia z Anetą Jóźwiak, Kubą Kowalskim i Szymonem Żmudzińskim. Wokalnie wspierała Anetę Joanna Chylińska. I jeszcze projekt Zuzy Nagiel. Grałem tam na bębenkach i na basie. Miałem okazję wystąpić z zespołem w studio Trójki. To dla mnie jako artysty z małego miasta było ogromnym przeżyciem.
Wiele muzycznych przygód mam za sobą, boję się, żebym o czymś teraz nie zapomniał. O! Linia45 – kojarząca się ze Zgierzem nazwa. Graliśmy z Alą Grzelak, Michałem „Zakwasem” Pietrzakiem, Bartkiem Rocławskim. Strasznie pokręcone było to granie. Cały czas jakby w stylu ProJazz i Skaffandra, ale jeszcze inaczej, do filmów. To było całkiem trudne.
Ja bym nawet nie nazwał tego alternatywą, a oryginalnym podejściem do muzyki. Efekt waszych poszukiwań i przemyśleń muzycznych.
Muszę podkreślić, że bez osób współpracujących ze mną nie byłoby tego efektu. Teraz jestem w składzie Vytravnych. Dla mnie to relaksujące zajęcie. Cieszę się też, że istnieje MOK, bo z tym budynkiem wiąże się całe moje muzyczne życie. Do tego dostrzegam wartość AgRafKi i tego, co Rafał w niej zorganizował. To miało ogromny wpływ na to, co tu się gra. To wszystko działo się tu, w Zgierzu. Lubię uczestniczyć w kulturze tego miasta, choć nie wychodzę przed szereg. Nawet wywiadów nie udzielam zbyt chętnie.
O, to nam się udało. Można powiedzieć, że mamy ekskluzywny wywiad z Miłkiem! Dziękuję ci za spotkanie i do zobaczenia na scenie.
Wysłuchała Magdalena Ziemiańska
Zostaw komentarz