Kogo to jeszcze obchodzi?
Zadzwoniłem do przyjaciela, aby porozmawiać o minionych wakacjach.
Ku mojemu zaskoczeniu zapytał, a właściwie, to po co dzwonię? Odpowiedziałem, że bez ważnego powodu. Pozostawił mnie pytaniem, czy dzwonimy do ludzi tylko wtedy, gdy mamy poważny problem lub potrzebujemy ich pomocy? Na te i na inne pytania natury etycznej stara się odpowiedzieć Michael Schur w książce „Jak być lepszym człowiekiem”. Warto zajrzeć do pokaźnego dziełka, chociażby z tego powodu, że autor swoje intrygujące wywody czyni w kontekście aktualnych systemów etycznych. Gwarantuję, że nie są one przedstawione nudnie. Znajdziemy bowiem w książce odpowiedzi na moralne dylematy napisane prostym, a zatem w pełni zrozumiałym językiem. Rzecz dotyczy nawet takich kwestii,jak wypowiadanie drobnych kłamstw, nazywanych niekiedy pedagogicznymi. Idzie o brak szczerości, gdy chcemy poprawić bliskiej osobie podły nastrój. Autor przekonuje nas, że powinniśmy odstawić na swoje miejsce wózek, kiedy zaparkowaliśmy samochód przed pokaźnym supermarketem. Jak dodaje, do ustrojstwa na wózki jest tak daleko. Oczywiście pyta, czy w swoich działaniach jesteśmy egoistami?Czy spektakularne działania podejmowane przez celebrytów nie kryją w sobie jakiegoś drugiego, nieszczerego dna? Bez dwóch zdań, w naszej pamięci zapadają relacje o aktorach, którzy bez mrugnięcia oka publicznie opowiadają, ile zebrali pieniędzy podczas takiej lub innej aukcji charytatywnej. Ba, decydują się nawet wziąć udział w kolejnych edycjach. Ogłaszają wszem i wobec, że czynią to, dlatego, aby ich rywal, równie znany aktor, nie uciułał więcej pieniędzy. Jestem przekonany, że znajdzie się tłum ludzi, którzy skwitują, że jest to słuszne działanie. Zebrać więcej, a intencje są zupełnie nieważne. Kogo obchodzi – jak pisze autor książki – jakie stały za takim działaniem motywy? Tymczasem wytrawnemu etykowi, a nie tylko kiepskiemu moralizatorowi, powinno towarzyszyć pytanie, jakimi intencjami kierują się drobni i hojni darczyńcy? Bez wątpienia, ma znaczenie, czy ofiarowane pieniądze nie pochodzą z przemytu lub handlu ludźmi. Czy hojnie rozrzucane pieniądze nie wynikają z faktu, że ich dawca chce poprawić swoje samopoczucie. Schur wyjaśnia, że sceptyczny wobec takich działań byłby antyczny Arystoteles, nie mówiąc już o stanowczym Immanuelu Kancie. Uznanie zyskałby zaś u angielskich myślicieli, zwolenników utylitaryzmu i pragmatyzmu, którzy bezkrytycznie przekonują, że najważniejszy jest wzrost szczęśliwych ludzi. Nie chcąc zrazić czytelnika i nie być posądzonym o tanie moralizowanie, autor od czasu do czasu podrzuca odbiorcy anegdotę. Jeśli chodzi o pruskiego filozofa Kanta, to Schur przypomina, że był on bardzo przewidywalny. Do tego stopnia, że lokalni sklepikarze ustawiali swoje zegarki według godziny, o której przechodził obok ich sklepów. Czy musimy dopowiadać, że w książce nie brakuje argumentów za anonimowymi darczyńcami? Wspominane są poglądy mnichów buddyjskich i żydowskich teologów, takich jak Majmonides. Ten żydowski średniowieczny filozof i lekarz zaprezentował osiem poziomów dobroczynności. Na czele znaleźli się ci, którzy podarowują anonimowo pieniądze osobom, których nie znają.
Powiedźmy na koniec dwie rzeczy. Po pierwsze, sprawa powinna dotyczyć nas samych. Czy dając na przykład głupi napiwek jesteśmy w swoich działaniach bezinteresowni? Po drugie, czemu nie pamiętamy o zakotwiczonych w naszej kulturze bohaterach? Chociażby o świętym Mikołaju, który słynął z tego, że zawsze wspomagał ubogich ludzi anonimowo.
Grzegorz Ignatowski
Zostaw komentarz