Aloha – słoneczne Hawaje
Ten niedzielny poranek jest słoneczny i pogodny.
Po ciężkim tygodniu pracy czeka ludzi zasłużony odpoczynek. Jedni zasiadają z rodzinami do odświętnego, wspólnego śniadania inni, korzystając z dnia wolnego, rozkoszują się błogim lenistwem w łóżku. Tych drugich budzi niepokojący, złowrogi warkot dochodzący z zewnątrz. Ci, którzy już wstali, kierują wzrok na niebo pokrywające się w krótkim czasie ciemną chmurą samolotów bombowych. Już za chwilę spadnie na ziemię burza piorunów – bomb niszczących wszystko wokół. Znany opis? Tak, to początek II wojny światowej, ale nie tu, w Polsce, a daleko stąd, na Hawajach. Tak zaczęła się II wojna na Pacyfiku. My docieramy w to miejsce dokładnie 80 lat później.
Bezpośredni lot z Las Vegas do Honolulu trwa około 6 godzin.
Od terminalu do wyjścia z lotniska długa droga, a przed wyjściem męcząca niespodzianka. Z powodu pandemii przechodzimy długotrwałą procedurę rejestracyjną. Pokazujemy świadectwo szczepień, wypełniamy formularze. Wszystko drogą elektroniczną, a Internet lotniskowy się zrywa.
Po dokonaniu formalności dostajemy na zdjęciu w telefonie kod QR – to będzie nasza przepustka do obiektów publicznych na wyspach.
Z lotniska do hotelu przy słynnej plaży Waikiki, nazywanej rajem surferów, jedziemy autobusem komunikacji miejskiej. Bilet kosztuje 2.75 dolara, niezależnie od długości przejechanego odcinka. Odliczone pieniądze wrzucamy do kasy. Kierowca nie wydaje reszty. Oglądamy zmieniający się za oknem krajobraz. Najpierw tereny przemysłowe, port, potem parterowe zabudowania przedmieścia. Na jednym z przystanków widać jakieś dziwne budowle z folii i kartonu. To „apartamenty” bezdomnych. Ludzie pokrzywdzeni przez los lub porzucający cywilizację dobrowolnie w klimacie Hawajów mają możliwość takiego funkcjonowania.
Różnorodność kulturowa i historia II wojny światowej
Dzielnica chińska reklamowana jest jako ciekawe miejsce. To tak naprawdę początek „starego miasta”. Podobnie jak w innych chińskich dzielnicach miastach całego świata za dnia panuje tu duży ruch. Jest mnóstwo sklepów i tanich knajpek. Patrząc na bałagan i zaniedbanie, dochodzimy do wniosku, że wieczorem może być tu całkiem niebezpiecznie.
Okolice plaży to z kolei typowy kurort.
Znów mnóstwo sklepów i knajpek. Następnego dnia jedziemy do Pearl Harbor. Przed wejściem oddajemy plecaki i przechodzimy kontrolę. Wewnątrz muzeum czeka na nas mnóstwo atrakcji. Pancernik Missisipi, na którym podpisana została kapitulacja Japonii, łódź podwodna z okresu z II wojny, ekspozycja samolotów oraz muzeum poświęcone atakowi przeprowadzonemu przez Japonię 7 grudnia 1941 r. Miejscem otaczanym szczególną czcią jest pomnik-mauzoleum zbudowany nad wrakiem pancernika Arizona. Marynarze transportujący nas do tego obiektu zwracają uwagę, że jest to miejsce pamięci narodowej, podobnie jak Arlington.
Pomimo tragicznych wydarzeń 1941 roku Japończyków na Hawajach jest obecnie całkiem dużo. Jedną z większych atrakcji Oahu, stołecznej wyspy, jest Byodoin – piękna buddyjska świątynia wybudowana właśnie przez Japończyków.
Kolejnym punktem naszej wędrówki jest Diamond Head
– słynny stożek wulkaniczny widoczny z każdego fragmentu Waikiki. Teraz jest atrakcją turystyczną, miejscem wspinaczek. Pomimo deszczowej pogody, decydujemy się wejść na szczyt. Przedzieramy się po stromych, mokrych dróżkach, aby dojść do tuneli w skale prowadzących do obiektów militarnych. Na szczycie bunkier, z którego prowadzono obserwację okolicy. Być może żołnierz pełniący tutaj wartę jako pierwszy ujrzał japońskie samoloty?
Po zejściu czeka nas nagroda – kalua, czyli wieprzowina duszona w liściach bananowca. Do tego lody w połówce ananasa z mnóstwem miejscowych owoców.
Młody kraj, pałac królewski i wszechobecne kolory
Zastanawiamy się, czy w USA, kraju tak młodym i od początku demokratycznym możemy zwiedzić jakiś pałac królewski? Okazuje się, że tak. Jest to pałac dynastii Iolani, tubylczych władców, który wybudowany został w drugiej połowie XIX w. Na zwiedzanie trzeba się jednak umówić się wcześniej przez Internet. My byliśmy przezorni, dlatego możemy zobaczyć na własne oczy bogactwo sal tronowych i pokoi reprezentacyjnych. Zaglądamy też do prywatnych apartamentów na piętrze. Trzeba powiedzieć, że miejscowi władcy nie cieszyli się długo tym pałacem. Po przejęciu władzy przez amerykańskich osadników znajdowały się tutaj pomieszczenia administracyjne. Po renowacji w latach 70. ubiegłego wieku urządzono tu muzeum.
W ogrodzie żegnają nas piękne rozłożyste drzewa, a my ruszamy w drogę na drugi kraniec wyspy do Centrum Kultury Polinezyjskiej. Po drodze jeszcze krótka wizyta na farmie, gdzie miejscowi uprawiają przepyszne orzechy makadamia. Można skosztować prażonych w różnych smakach. Dostępna jest też kawa o smaku makadamii, a dla chętnych wycieczka po farmie.
W Centrum Kultury Polinezyjskiej odwiedzamy wioski ze wszystkich archipelagów na Pacyfiku.
Wszędzie ciekawe występy i pokazy. Dopełnieniem jest rejs tradycyjną, polinezyjską łódką. Wieczorem czeka nas wielka uczta. W ogromnym i pięknie urządzonym budynku jest dobrze zaopatrzony bufet. Jemy, co chcemy i ile chcemy. Gwoździem programu jest wieczorny występ artystów ze wszystkich wysp. Przepiękne, barwne widowisko trwające około półtorej godziny.
Radość z obejrzenia tego miejsca wiąże się z pewnym niedosytem. Ominęła nas parada organizowana z okazji 80-lecia wybuchu wojny. Trudno. Ostatniego dnia naszego pobytu wreszcie zabłysło słońce. Ludzie tłumnie wylegli na plaże, my również. Niestety, niedługo musimy wracać. Jeszcze pożegnalny drink pod starym rozłożystym drzewem. Kiedyś tu wrócimy… na pewno.
Aloha to znaczy dzień dobry. Może też znaczyć do widzenia, może być wyznaniem miłości. A więc ALOHA.
Zostaw komentarz