Gracie w Makao?
Makao – jak prawie wszyscy wiedzą, to nazwa popularnej gry w karty. Chociaż z drugiej strony… czy w dzisiejszych czasach komputerów, Internetu i gier cyfrowych karty do gry mogą jeszcze być popularne? Sama nazwa wywodzi się od niewielkiego państewka lub właściwie chińskiej prowincji cieszącej się ogromną autonomią – Makau lub Makao, położonej na lewym, zachodnim brzegu Rzeki Perłowej u jej ujścia do Morza Południowochińskiego. To niewielkie miejsce w wielu kwestiach można opatrzyć przymiotnikiem w stopniu najwyższym „naj”. Jak opowiedzieć o takim miejscu? Łatwo nie będzie, ale spróbujemy.
Do Makao dotarliśmy z pięknej miejscowości Guilin w Chinach. Wydawało nam się, że najwygodniej będzie dojechać tam pociągiem. Kiedy już kupiliśmy bilet, okazało się, że jest możliwość dotarcia bezpośrednio do Makau nocnym autobusem z miejscami do spania. Nie znaliśmy wtedy jeszcze tego środka transportu. Chociaż Makao to teren autonomiczny, teoretycznie część Chin, to jednak musieliśmy odczekać swoje po części chińskiej, a potem po stronie Makao. Po przejściu bramy, przez którą opuszczaliśmy przejście graniczne, wkroczyliśmy w świat w połowie chiński, a w połowie portugalski. Twarze mieszkańców są adekwatne do położenia w południowo-wschodniej Azji, jednak mnogość architektury kolonialnej, jak i popularność języka portugalskiego zbliża nas do Europy. Do tego dochodzi jeszcze ruch lewostronny zapożyczony, być może z odległego o około 60 km Hong Kongu, gdzie z kolei dominowała kultura brytyjska. I tak oto dochodzimy do owych kilku „naj”. Makau to pierwsza europejska kolonia w Chinach będąca pod władaniem Portugalii. Do 2049 roku obowiązuje tutaj system „jeden kraj – dwa systemy”, co w praktyce tworzy najdłużej funkcjonujące pozostałości systemu kolonialnego. Wymieszanie kultury portugalskiej i chińskiej stworzyło język Patuá, którym posługuje się najmniej ludzi na świecie, przez co grozi mu całkowite wymarcie.
Kościoły i suszone mięso na każdym kroku
Na zwiedzanie Makau przeznaczyliśmy dwa dni, właściwie nawet niecałe dwa, licząc przyjazd i odpłynięcie do Hong Kongu po dwóch nocach. Na tym niewielkim obszarze żyje prawie 700 000 mieszkańców, co czyni Makau najbardziej zaludnionym miejscem na świecie. Ruszamy na starówkę. Znajdujemy tam historyczne XVI-wieczne budynki: pięknie odrestaurowane lub ulegające wpływom wilgoci, bardzo typowej w tym regionie. Wokoło dużo kościołów katolickich zbudowanych w typowym stylu kolonialnym, popularnym w tym regionie świata. Kościoły są otwarte, można do nich wchodzić bez problemu od rana do wieczora. Wnętrza bogato zdobione – przepych baroku miesza się z dostatkiem kolonialnej faktorii handlowej. W 2005 roku całe zabytkowe centrum zostało wpisane na listę UNESCO. Mijamy wytworne sklepy i te mniej eksponowane z pamiątkami, z których najoryginalniejsze stanowi suszone mięso. Kupujemy je na straganach lub w małych sklepikach. Sprzedawcy prześcigają się w zachwalaniu swojego produktu. Płaty mięsa poukładane obok siebie: wieprzowe lub wołowe, pikantne lub łagodniejsze. Po wyborze asortymentu sprzedawca tnie go specjalnymi nożycami i pakuje w firmowe torebki. Degustujemy i zabieramy oczywiście dla przyjaciół w Polsce. Celem naszej wędrówki jest wzgórze, na którym znajduje się katedra, a nieopodal stary fort, jeszcze z okresu początków kolonii portugalskiej. Do katedry czy raczej kościoła św. Pawła prowadzą długie, kamienne schody. Na górze piękny widok na miasto, zatokę, port. Niewiele widać tylko… kościoła. Z tej okazałej budowli powstałej na początku XVII wieku została tylko ściana frontowa. Reszta uległa zniszczeniu w wyniku wielkiego pożaru, który miał miejsce w 1835 roku. Jest jednak na tyle interesujący, że nawet i te skromne pozostałości wpisane zostały na listę UNESCO.
Światowa stolica hazardu
Makau to nie tylko kościoły. Wsiadamy do autobusu i udajemy się kolejnego zabytku z listy UNESCO – do najstarszej w Makau świątyni A-Ma, która poświęcona jest bogini Mazu, opiekunce żeglarzy i rybaków. To dla odmiany zupełnie inne miejsce. W ciszy i spokoju kontemplujemy jego piękno. Bez tłumów, zgiełku i hałasu, choć do czasu. Tuż „za rogiem” występuje bowiem największe „naj”, czyli dzielnica kasyn. Bo Makau to absolutnie i niepodważalnie światowa stolica hazardu. Ciekawe, że to „państwo” największe dochody czerpie właśnie z hazardu, a większych zysków z tego tytułu nie ma nawet słynne, amerykańskie Las Vegas. Chodzimy między ogromnymi budynkami kasyn, z których najsłynniejsze to Grand Lisboa – Wielka Lizbona, wybudowane w kształcie kwiatu. Czasem zaglądamy do środka, przyglądamy się grającym. Każdy pochłonięty grą liczy na łut szczęścia. Większość gości stanowią Azjaci. To wciąga. No to zagramy w makao albo w Makau w kasynie? Ja w każdym razie mówię „makao”. Kończę.
Zostaw komentarz