Z Łodzi pod Zgierzem
O perfidii wizerunkowej
Gdy ktoś zarządza miastem, gminą: prezydent, burmistrz czy wójt, otrzymuje na swoim terenie dość szeroki zakres władzy. Samorząd lokalny, czyli gmina, ustawowo decyduje przecież o biegu wszystkich spraw publicznych na wyznaczonym terenie. Czy jednak na pewno wszystko w gminie zależy od lokalnie wybranych przez ludzi, w demokratyczny sposób, przedstawicieli? Otóż nie zawsze. I to jest właśnie problem, nad którym warto się pochylić.
W Polsce, generalnie, od czasów pierwszej reformy samorządowej po upadku komuny lokalnym ośrodkom władzy wolno coraz mniej.
Ich możliwości są ograniczane poprzez coraz mniejszy dostęp do pieniędzy. Ten zależy już od decyzji na szczeblu centralnym: to Sejm decyduje na przykład, jaki udział w państwowym „torcie podatkowym” (gdy chodzi oczywiście o PIT) mają gminy. Ostatnio, choć to trudne dla kraju czasy (pandemia, wojna za wschodnią granicą, kryzys gospodarczy), podjęto decyzję, by te
n udział znów się zmniejszył. Dla Gminy Miasto Zgierz oznacza to spadek dochodów z centralnej transzy podatkowej o blisko 50 milionów złotych. To potężna wyrwa, którą trudno będzie załatać.
Oczywiście wydatków własnych nikt gminom nie odejmuje. Trzeba teraz w samorządach na własną rękę pokombinować, jak wywalczyć pieniądze na realizację zadań ustawowych. Bywa, że jedynym sposobem na zabezpieczenie takiego braku jest podnoszenie danin lokalnych (np. od nieruchomości) lub emisja papierów wartościowych (obligacji), zadłużających daną gminę u Skarbu Państwa. Od strony gospodarki to oczywiście niekorzystny dla samorządu obrót spraw. Ale od strony prawnej jedyny możliwy do przeprowadzenia. Wyjścia nie ma. Trzeba za coś utrzymać jednostki: opieki zdrowotnej, pomocy społecznej, edukacji, kultury, przypisane do finansowania przez gminę. A wieloletnie, prowadzone z udziałem środków zewnętrznych inwestycje (budowa i naprawy dróg, infrastruktury, remonty budynków komunalnych) muszą mieć zabezpieczony kapitał lokalny, by nie stracić dofinansowania i nie dopuścić do zagrożenia przedsięwzięcia…
I gdzie tu, w tytule wymieniona, perfidia wizerunkowa, zapytają Państwo chórem.
A jest, jest jak najbardziej. Bo wszystkie te kłopoty nasza władza centralna funduje gminom i powiatom na progu roku wyborczego. Wszystko jedno, jesienią czy wiosną, odbywać się będą najbliższe wybory samorządowe, gminy będą teraz musiały same zjeść tę żabę. I to bez znaczenia, jaka polityczna reprezentacja akurat teraz w konkretnej gminie sprawuje władzę…
Zaprawdę, nie byle jacy spin doktorzy musieli podpowiedzieć władzom centralnym tak perfidną układankę na trudne czasy. Bo przecież za chwilę ludzie zaczną kojarzyć swoje bytowe kłopoty (wynikające przecież nie tylko, a nawet najmniej, z podwyżek lokalnych) z działaniami swojej, tutejszej władzy. Pamiętajmy o tym, że najistotniejsze z punktu widzenia naszych kieszeni decyzje zapadają jednak w Warszawie. I dopiero to, co się tam wydarzy, schodzi potem swoimi skutkami na poziom lokalnych samorządów.
Remigiusz Mielczarek
Zostaw komentarz