Baranovski. Obrażony na radio
Jeden z najpopularniejszych muzyków młodego pokolenia Baranovskiwystąpił w ostatnim dniu wakacji w Starym Młynie. Po ponad godzinnym, porywającym koncercie udało nam się porozmawiać z bohaterem wieczoru o jego wrażeniach, stresie, marzeniach i planach.
Czy na twoich koncertach zawsze panuje taka energia jak tu, w sali MOK?
Różnie to bywa. Tutaj była pełna sala, większość osób doskonale znała repertuar, a to właśnie od publiczności zależy sukces takiego wieczoru. Na plenerach jest ludzi dużo, ale są daleko. Tutaj, choć było ich mniej, byli zdecydowanie bliżej. Kontakt był dość magiczny. Wasza sala jest nietypowa.Powiedziałbym, że klubowa. Chętnie zagrałbym tu z opcją unplugged!
Czyli dobrze się czułeś podczas koncertu w Starym Młynie?
Mega! Choć na początku byłem onieśmielony…
Niemożliwe!
No jasne, prawie każdy się stresuje. No może Natalia Przybysz jest pod tym kątem wyjątkowa, ona zawsze czuje luz.
Ale dzisiaj ze sceny padło, że jesteś na placu zabaw.
A to Stachu [Plewniak, saksofonista – przyp. red.] tak mi pomaga. Jest jednak ten dreszczyk emocji, który motywuje.
Przyznam ci się, że gdy słuchałam w radiu “Lubię być z nią”, nie mogłam znieść prostoty refrenu. Dopiero dzisiaj podczas koncertu przeżyłam taką głębszą emocję towarzyszącą tej piosence.
Inspiruję się Beatlesami, a najbardziej piosenkami Paula McCartneya. I gdy słyszałem ciągle “Let it be”, albo “Help!” doszedłem do wniosku, że w tym szaleństwie jest metoda. Był taki moment, że nic mi nie przychodziło do głowy po napisaniu pierwszej wersji “Lubię być z nią”.Dlatego wzorem McCartneya, postanowiłem pozostawić taki prosty refren. Ja sam już nie mogę jej słuchać. To jest utwór typowy dla radia. A ja mam dwie twarze. “Pomów z nią” z mojej pierwszej płyty i “Cicho” z drugiej to utwory, które chciałbym wydać jako single radiowe.Żałuję, że nimi nie są. Czuję się w nich prawdziwy.
A starasz się podążać za trendami?
Od momentu wypuszczenia pierwszej piosenki zawsze starałem się być czujny. Chciałem wiedzieć, co się dzieje na świecie, żeby znaleźć swoje miejsce, poczuć sprzężenie zwrotne mojej muzyki z tym, co słychać w eterze. Całe życie chciałem grać starą muzykę – słuchałem Claptona, Zeppelinów, Beatlesów i było mi trudno coś stworzyć sensownego, bo chciałem tak grać jak oni, a oni byli przecież rewolucjonistami swoich czasów. Kiedy to zrozumiałem, stwierdziłem, że muszę oddać im to, co ich, a sobie obrać cel: stworzenie stylu, w którym będę się dobrze czuł i który będzie odpowiednio nośny. Pomogło mi w tym pełne rozeznanie w muzyce – byłem bombardowany ciekawymi nowościami. W końcu musieliśmy odpowiedzieć czymś, co się wpisuje w panujący trend. Chociaż zawsze chcę coś pod prąd zrobić, coś zmienić, przeprowadzić malutką rewolucję, choćby miało się to wydarzyć tylko w mojej głowie. Dla odmiany w ostatnim roku obserwuję u siebie wstręt do muzy z radia, jestem na nią obrażony. I znów zacząłem słuchać starej muzyki – teraz w kółko Johna Mayera, choć on nie jest aż tak stary. Chciałbym jednak w przyszłości robić coś takiego jak on. Może za dwie płyty będę już tak brzmiał (śmiech).Chciałbym grać organiczną muzę, przekonuję się do tego coraz mocniej.
Rozmawiała Magdalena Ziemiańska
Zostaw komentarz