Niewypowiedziana agresja
Działo się w Zgierzu to cykl artykułów historycznych, które przybliżają wydarzenia, postaci i miejsca z dziejów naszego miasta. Dzięki nim odbywamy podróże w czasie: dalsze i całkiem bliskie. Pokazujemy, jak złożona i interesująca jest historia naszego Zgierza.
Spadające bomby, wystrzały, terror i strach – to realia, które dotknęły nas 83 lata temu, ale wydaje się, że w tym roku są one o wiele żywsze niż jeszcze przed rokiem. Wszystko przez to, co wydarzyło się w lutym tego roku w sąsiedniej Ukrainie.
Polacy nieco ponad osiem dekad od pierwszego wystrzału wciąż dobrze pamiętają o bohaterach i ofiarach II wojny światowej. Każdego roku wspominamy te trudne dla naszych rodziców, dziadków i pradziadków chwile, które stały się początkiem trwającego niemal 6 lat piekła. Wydaje się, że dziś znacznie lepiej rozumiemy ten okres naszej historii, wydarzenia bowiem podobne do tych sprzed lat, materializują się na naszych oczach w walce naszych wschodnich sąsiadów z podstępnym agresorem. Warto w tym kontekście przypomnieć, jak te kilka pierwszych dni wojny wyglądało w Zgierzu.
We wrześniu 1939 roku zgrozę wojny i niebezpieczeństwo zgierzanom uświadomiło pierwsze bombardowanie miasta przeprowadzone przez samoloty Luftwaffe.
Miało ono miejsce już w trzecim dniu wojny. Bomby zniszczyły wówczas kościół ewangelicki, budynek sądu oraz kilka domów mieszkalnych. Ponadto uszkodzone zostały tory i bocznica na stacji kolejowej oraz mur wokół kościoła św. Katarzyny. Nadlatujące samoloty i huk wybuchów wprawił ludzi w popłoch. Wielu mieszkańców zdecydowało się na ucieczkę i ruszyło szosą strykowską na wschód, w stronę Warszawy.
Po ewakuowaniu się urzędników oraz policji, w mieście władzę sprawował prezydent Jan Świercz. Włodarz, jak opowiadali starsi zgierzanie, osobiście doglądał opieki nad rannymi w szpitalu PCK przy ul. Dąbrowskiego 31.
5 września nad Zgierz ponownie nadleciały bombowce. W czasie tego nalotu zniszczona została kamienica przed wojną zajmowana przez rodzinę Krusche, stojąca u zbiegu dzisiejszych ulic Długiej i ks. Popiełuszki. Wrogie bomby trafiły również obie stacje kolejowe. Poległo tam dwóch harcerzy, którzy pełnili służbę wartowniczą. Oprócz obiektów publicznych łącznie w obu bombardowaniach uszkodzonych zostało około 15 domów mieszkalnych oraz sieć elektryczna i telefoniczna.
Stacjonujący jeszcze do końca sierpnia w naszym mieście 10 Batalion Pancerny już w pierwszych godzinach wojny ruszył na swoje pozycje na południowy zachód od miasta, by tam toczyć walkę z agresorem.
Wspomnijmy, że w rejonie Zgierza działały trzy duże odziały polskiej piechoty 10 Dywizji Piechoty. 28 Pułk Strzelców Kaniowskich stacjonował w lesie ludźmierskim, 30 Pułk Strzelców Kaniowskich w lesie chełmskim, a 31Pułk Strzelców Kaniowskich w Łagiewnikach. Niestety, kiedy w okolicy pojawiły się niemieckie oddziały zwiadowców, dowódcy tych jednostek obawiając się rozbicia swoich oddziałów, nakazali odwrót w kierunku Warszawy przez Stryków i Głowno. Jedynie niewielka liczba żołnierzy miała zostawić Zgierz. W czasie odwrotu 28 Pułk Strzelców Kaniowskich musiał przebić się przez pozycje pododdziałów zmotoryzowanych Wehrmachtu, które przecięły ich drogę pod Kęblinami, nocą z 7 na 8 września. Polacy w nocnej potyczce ponieśli duże straty, ale udało im się przedostać na wschód.
Niemcy do Zgierza weszli 8 września przed południem.
Zmotoryzowana kolumna Wehrmachtu wjechała na obecny plac Jana Pawła II od strony Konstantynowa, a niemieccy żołnierze zajęli ratusz. Były to czołowe oddziały rozpoznawcze niemieckiej 10 Dywizji Piechoty należącej do 8 Armii generała Blazkowitza. Zgierz nie poddał się bez walki. Z przeważającymi siłami III Rzeszy walczyli żołnierze z kilku posterunków pozostawionych w mieście przez polskie dowództwo. Mimo bohaterskiej postawy polskich obrońców, ich siły w żaden sposób nie mogły zatrzymać nacierającego nieprzyjaciela. W walkach w Zgierzu poległo 27 polskich żołnierzy, 1 oficer i 5 cywilów. Jednak niemiecki okupant już od pierwszych dni pastwił się również nad ludnością cywilną. Ofiary tego bestialstwa można liczyć w dziesiątkach osób. Dzień po zajęciu naszego miasta rozpoczął się kontratak Wojska Polskiego. Ten, mimo że zaskoczył Niemców i zatrzymał ich na jakiś czas w drodze do Warszawy, nie był w stanie zmienić losów naszego miasta i całej kampanii wrześniowej.
Maciej Rubacha
Zostaw komentarz